81
- Yyy... Luke? - zaczynam niepewnie.
Mężczyzna odwraca głowę od telewizora i spogląda na mnie pytająco. Jest mi wyjątkowo głupio pytać go o pozwolenie na wyjście, nie jestem zasmarkanym pięciolatkiem.
- Wyjdę się przewietrzyć, ok? - próbuję przybrać obojętny wyraz twarzy.
Facet przygląda mi się uważnie nieodgadnionym wzrokiem i już mam się wycofać z powrotem do pokoju, gdy nagle jego twarz łagodnieje, pojawia się nawet na niej nikły uśmiech.
- Jasne - mówi. - Po drodze kup kilka piw, bo w tym domu jak zwykle panuje abstynencja...
Zaskoczony jego nagłą zmianą nastawienia mimowolnie się uśmiecham. Kiwam głową, a potem razem z Willem wychodzimy na zewnątrz. Gdy tylko drzwi się za nami zamykają z mojej piersi wydobywa się głośne westchnienie ulgi, a czarnowłosy chłopak zaczyna się śmiać.
- Mówiłem Ci, że nie będzie tak źle - rzuca klepiąc mnie po plecach.
Mam tylko nadzieję, że Zoë się o tym nie dowie. Wolę nie myśleć co by mi zrobiła za ten incydent... Szybko zmierzamy w kierunku motelu, w którym zatrzymał się Will. To tam znajdują się nasze motocykle i większość prywatnych rzeczy. Woleliśmy ukryć przed lekarką wszelkie ślady mojego nielegalnego życia. Gdy już jesteśmy w hotelowym pokoju i przebieramy się w wygodniejsze do szybkiej jazdy ciuchy pytam ciemnowłosego chłopaka:
- Więc to ty będziesz się ścigał?
Will zastanawia się przez chwilę nad odpowiedzią.
- To ty masz większe doświadczenie w krótkich wyścigach, twoje szanse na wygraną są o wiele wyższe niż moje.
W milczeniu potakuję głową. Nie mam ochoty mówić mu, że boję się wsiąść na motocykl i rozwinąć maksymalną prędkość. Mój umysł nie pamięta nic z wyścigów, które podobno wygrałem. Nawet nie wiem jak wygląda moja maszyna, a co dopiero jak się ją prowadzi! Mogę mieć tylko nadzieję, że moje ciało poradzi sobie samo.
- Gotowy?
Kończę sznurować buty i odpowiadam:
- Tak.
Will prowadzi mnie do garaży za motelem i szybko otwiera właściwy. Moim oczom ukazują się dwa lśniące chromem ścigacze. Wszystkie wcześniejsze obawy nagle znikają, a nogi same ruszają w kierunku czarno-pomarańczowej maszyny, skądś wiem, że to właśnie ona należy do mnie. Mózg nie panuje nad ruchami mojego ciała. Wyciągam dłoń i niemal czułym gestem przejeżdżam po kierownicy i skórzanym siedzisku. Witam się z tym martwym przedmiotem jak ze starym przyjacielem. Mój czarnowłosy towarzysz już założył kask i właśnie usadawia się na swoim motocyklu, jest to dla mnie znak, iż powinienem się pospieszyć. Zaskakująco sprawnie przekładam nogę przez siodełko, a moje ciało samo idealnie dopasowuje się do połyskującej czarnym lakierem maszyny. Przestaję myśleć i zaczynam poruszać się odruchowo, bez najmniejszych problemów odpalam silnik i napawam się jego mruczeniem. Układam dłonie na kierownicy i powoli wyjeżdżam z garażu. Wspomnienia odżywają, jedna z szufladek z mojej głowie właśnie została uporządkowana. Will prowadzi nas dobrze oświetlonymi drogami miasta i po zdecydowanie zbyt krótkim czasie dojeżdżamy na właściwe miejsce. Już z oddali słychać było szum silników i podniecone głosy niemałej widowni. Krew w moich żyłach zaczyna szybciej płynąć, a adrenalina uderza do głowy. Czuję się jak na prochach. Podjeżdżam na start, a w tym czasie Will załatwia formalności i dorzuca nasze pieniądze do puli. Wygrany bierze wszystko. Ryk stalowych bestii wzmaga się z każdą chwilą i już nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie docisnę gaz i ruszę przed siebie w szaleńczym wyścigu po wygraną. Nie mam wątpliwości co do tego, kto dzisiaj zwycięży. Pozwalam się ponieść emocjom i gdy tylko skąpo ubrana dziewczyna daje sygnał rozpoczęcia turnieju zaczynam zabawę. Czterej inni uczestnicy są dobrzy, nawet bardzo dobrzy, ale nie mogą się ze mną równać. Nie dziś, nie teraz, nie tym razem. Rozwijam praktycznie niemożliwą dla mojej maszyny prędkość, lecz ona nie narzeka, nie skarży się i z wdzięcznością daje z siebie wszystko, a nawet więcej. Jest jak najlepsza kochanka i jedyna przyjaciółka, różnica polega na tym, że ona mnie nie zdradzi, będzie wierna do samego końca.
Praktycznie przelatujemy przez linię mety. Nikt nie mógł się z nami równać. Will skacze z radości i z szerokim uśmiechem odbiera przegranym ich pieniądze. W tej chwili nie jest to dla mnie ważne, nadal jestem opętany przez adrenalinę i zabójczą prędkość. Mój umysł pracuje na pełnych obrotach i cały czas odszukuje nowe wspomnienia, które przesuwają mi się przed oczami jak pokaz slajdów. Czuję się niepokonany i nieśmiertelny, jak sam Bóg.
Dla Róży
DZIĘKUJĘ
Edelline