DRUGA, żeby Ania miała co czytać po powrocie do domu ;3
74
- Dzisiaj odbywa się festiwal, to tak jakby święto rybaków połączone z zakończeniem zbiorów. W mieście i na przystani będą ogromne tłumy. Tańce, śpiewy, jedzenie i inne takie, rozumiesz? - Matt spogląda na mnie kątem oka.
- Chyba tak - odpowiadam kiwając głową.
- Niestety nie będziemy mogli zostać na uroczystościach, muszę odebrać zapasy i szybko wracać.
Może mi się tylko wydaje, ale chyba wyczułam w jego ostatniej wypowiedzi smutek, tak jakby żałował, że nie pokaże mi tego całego święta. Nie przeszkadza mi to zbytnio, sama przejażdżka samochodem jest jakąś odmianą. Cieszę się, że nie będę musiała siedzieć bezczynnie w pokoju. A tak przynajmniej poznam choć kawałek miasta i może dzięki temu nie będę czuła się tu tak... obco.
- Czy po drodze jest komisariat policji? - pytam nagle, niespodziewanie, zanim zdążę ugryźć się w język.
- Co? - Matt odrywa wzrok od krętej drogi, którą jedziemy i wpatruje się we mnie zaskoczony.
- Nic, nieważne - próbuję jakoś wyplątać się z tej sytuacji.
W samochodzie zapada cisza. Tępo patrzę przed siebie i próbuję powstrzymać się przed uderzeniem głową o deskę rozdzielczą. Głupia, głupia, głupia! Zawsze mówię, nim pomyślę, a potem mam z tego powodu same problemy. Już mam popełnić kolejny błąd i wedrzeć się do głowy Matta, poznać jego myśli i usunąć wspomnienie naszej rozmowy, jednak on odchrząkuje i mówi:
- Budynek policji jest dwie ulice dalej od sklepu, który nas zaopatruje, jeśli starczy nam czasu, to podwiozę cię tam.
Moje brwi sięgają nieba, ten chłopak cały czas mnie zaskakuje.
- Tak...? - pytam, bo może tylko się przesłyszałam, może powiedział zupełnie co innego.
- Tak.
- I nie zapytasz, po co chce tam iść? - niedowierzam.
- Nie, bo pewnie i tak mi nie odpowiesz - kącik jego ust unosi się w krzywym uśmiechu. - Nie będę wtrącał się w Twoje sprawy, jeśli tego nie chcesz.
- Ja... Dzięki - nagle onieśmielona mówię cicho i niewyraźnie.
Nasza dalsza konwersacja jest luźną wymianą zdań. Rozmawiamy głównie o sierocińcu, lecz nie mam odwagi spytać go o porwania - cel mojej misji. Mam nadzieję dowiedzieć się wszystkiego na komisariacie, lecz niestety będzie wiązało się to z użyciem większej ilości mocy. Cały czas wmawiam sobie, że muszę się w końcu przełamać i że będzie jak dawniej, najwyraźniej okłamywanie siebie sprawia mi radość.
- Za chwilę będziemy na miejscu - spokojny głos Matta wyrywa mnie z zamyślenia.
Zaciekawiona skupiam się na widoku za oknem. Jechaliśmy chyba ponad godzinę. Gdy w końcu wjeżdżamy na jedną z głównych ulic zapiera mi dech z wrażenia. Miasto wydaje się być takie samo, jak każde inne, ale te wszystkie kwiaty, ozdoby i lampiony, które najwyraźniej przygotowano na festiwal są tak kolorowe i intensywne, że wszystko wydaje się inne, lepsze, ładniejsze. Matt uśmiecha się na widok mojej zachwyconej miny.
- Gdy zrobi się ciemno, jest jeszcze piękniej - mówi cicho. - Przykro mi, że tego nie zobaczysz.
- Rozumiem, jeśli musimy wracać, to wrócimy - odpowiadam uśmiechając się pogodnie.
Zatrzymujemy się przed dość dużym budynkiem z czerwonej cegły, to zapewne ten sklep, o którym mówił Matt. Chłopak wysiada z samochodu i zmierza ku wejściu, lecz zawraca i staje przy drzwiach od strony pasażera. Opuszczam jeszcze bardziej szybę.
- Zaczekasz chwilę? Dogadam się tylko z magazynierem i zaraz wracam, nie oddalaj się.
- Ok. - zgadzam się szybko.
On uśmiecha się lekko i za chwilę już go nie ma. Kilka minut posłusznie czekam w szoferce, lecz jest tu dookoła zbyt wiele do zobaczenia, bym mogła usiedzieć w miejscu. Wysiadam i szybko się rozglądam. Wszyscy ludzie, którzy mnie mijają są dziwnie szczęśliwi, uśmiechnięci, pewnie to przez zbliżający się festyn, ja sama szczerzę się jak głupia i nawet nie wiem dlaczego. Mogę sobie tylko wyobrażać, jak cudownie jest tutaj, gdy rozpoczyna się święto, już teraz jest przepięknie, a co dopiero potem. Zauroczona oddalam się od samochodu i wędruję ulicami tego zaczarowanego miasta. Wszystko jest takie nowe i całkowicie odmienne od tego, co znałam z Anglii. Może przyjazd tutaj nie była wcale takim złym pomysłem? Mijam sklepy i restauracje, zwykłe domy mieszkalne i pensjonaty. Każdy budynek pokryty jest niezliczoną ilością ozdób - wstążek, kwiatów, kolorowych łańcuchów... Moją uwagę przyciąga motocykl stojący przy jednym z domów, neonowo zielony lakier i czarne wstawki, potężna maszyna, która boleśnie przypomina mi o jednym, o Danielu. Zamyślona podchodzę bliżej i nieświadoma swych poczynań kładę dłoń na skórzanym siedzisku. Bezmyślnie przesuwam po nim ręką coraz to bardziej utwierdzając się w przekonaniu, że powinnam przestać obawiać się przeszłości, przestać próbować o niej zapomnieć i pogodzić się z nią. Nie uciekać od Daniela i wszelkich rzeczy, które mogą mi się z nim skojarzyć.
- Jest na sprzedaż.
Podnoszę szybko głowę i spoglądam na właściciela głosu, który zaskoczył mnie w tej dziwnej sytuacji, chowam ręce za plecami.
- Słucham? - zmieszana wpatruję się w stojącego przede mną mężczyznę w średnim wieku.
- Motocykl, jest na sprzedaż - powtarza.