JEDNA dla OpisyOpowiadaniaa ;3
73
- Gdzie kuchnia i jadalnia już wiesz, pokażę Ci resztę pomieszczeń - Allison uśmiecha się do mnie lekko i rusza przodem.
Wydaje się miła, może dość zamknięta w sobie, ale jednak miła. Ma ładny uśmiech i oliwkowozielone oczy, a jej policzki upstrzone są drobnymi piegami. Pewnym krokiem prowadzi mnie korytarzami sierocińca i co chwila pokazuje nowe sypialnie, pokoje, sale... Nie sądziłam, że ten budynek jest aż tak wielki. Mniej więcej orientuję się teraz, gdzie co jest, ale zanim naprawdę przyzwyczaję się do tego miejsca miną tygodnie. Podczas całej tej przechadzki nie zamieniłam ze swoją współlokatorką zbyt wielu słów, ale wydaje mi się, że nie będzie przeszkadzało nam swoje towarzystwo.
Oprowadzanie zakończyłyśmy w jadalni, właśnie zaczynano podawać śniadanie. Siadam na tym samym miejscu, co poprzedniego wieczora - miedzy Mattem, a Megan. Starsza kobieta uśmiecha się do mnie ciepło, odnoszę wrażenie, że cieszy ją moja obecność.
- Po posiłku przedstawię ci grupę dzieci, za które będziesz odpowiedzialna i opiszę twój plan dnia, potem będziesz mieć czas wolny, który możesz wykorzystać jak tylko chcesz - wyjaśnia Megan. - Czy wspominałam, że będziesz otrzymywać wynagrodzenie za swoją pracę? Co prawda jesteś ochotniczką z fundacji, ale i tak będziemy płacić ci pensję.
- To nie będzie konieczne - zaczynam szybko, jako anioł nie potrzebuję pieniędzy.
- Nie będzie to duża suma, ale na podstawowe potrzeby ci wystarczy - kobieta całkowicie ignoruje mój sprzeciw.
Wzdycham tylko i wracam do opróżniania talerza. Zapewne mogliby wydać pieniądze na coś ważniejszego, niż moja pensja, ale raczej nie uda mi się ich przekonać do zmiany zdania. Tak w ogóle, to Allison powiedziała mi, że Megan jest tu kimś w rodzaju dyrektora. Zajmuje się funduszami i podejmuje najważniejsze decyzje. Wygląda na doświadczoną i zaradną kobietę...
Po śniadaniu pomagam uprzątnąć stoły, a potem szybko idziemy z Megan poznać grupę dzieci, za które mam odpowiadać. Musimy się spieszyć, bo zaraz mają zacząć się lekcje. Wchodzimy do jakiegoś pomieszczenia i moim oczom ukazuje się coś na wzór szkolnej klasy. Są ławki, krzesła i tablica. Moimi podopiecznymi okazuje się być dziesięcioro dzieci w wieku od 13 od 15 lat, są różnej karnacji, płci i wzrostu, jednak nie udaje mi się ich bliżej poznać, gdyż do pomieszczenia zaraz wchodzi nauczycielka i wygania mnie i Megan na zewnątrz. Szkoda, bo wyglądali sympatycznie i chciałabym z nimi przynajmniej porozmawiać. Moja siwowłosa towarzyszka mówi, że do zakończenia lekcji mam czas wolny, więc odwracam się na pięcie i zmierzam o swojego pokoju. Nie mam zbyt wielu pomysłów na to, co mogłabym robić, ale nie wypada mi też samej szwendać się po okolicy i szukać porwanych dzieci. Zresztą, to jak szukanie igły w stogu siana, gdyż nie znam praktycznie żadnych szczegółów dotyczących tych incydentów. Już mam otworzyć znajome drewniane drzwi, gdy nagle wpada na mnie Matt.
- Oj, przepraszam - mówi roztargniony i szybko mnie mija.
- Dokąd się tak spieszysz?! - wołam za nim.
- Muszę odebrać zapasy z miasta, a zapomniałem, że przez to cholerne święto sklepy zamykają dziś wcześniej - odpowiada nie zatrzymując się.
Chwilę potem znika za drzwiami w końcu korytarza, a ja już mam zamiar iść do pokoju, lecz ciekawość wygrywa z rozsądkiem. Biegnę za nim. Udaje mi się go dopaść tuż przy samochodzie.
- Zaczekaj! Jakie święto? - pytam próbując złapać oddech po tym zrywnym biegu.
- Nie wiesz? - chłopak patrzy na mnie jak na kosmitkę.
- Nie jestem stąd, mam prawo nie znać waszych zwyczajów - krzywię się urażona.
- No tak, masz rację, przepraszam, ale po prostu bardzo się spieszę - robi głęboki wdech. - Jak chcesz, to możesz jechać ze mną, wyjaśnię Ci po drodze.
Uśmiecham się zadowolona i wskakuje do szoferki czerwonego pickupa.
Przepraszam, że tyle musieliście na mnie czekać, zawaliłam na całej linii :C Dziękuję tym, którzy nadal tu ze mną są.
Edelline