72
Allison i Megan. Siedzą naprzeciwko siebie w pokoju i martwymi wzrokami wpatrują się w przestrzeń. Gdy tylko zauważają moją obecność na ich twarzach pojawia się zaskoczenie i nieopisana ulga.
- Gdzieś ty była, dziecko! - Megan szybko wstaje i zamyka mnie w uścisku.
Jak na swój wiek jest wyjątkowo silna. Jej ramiona, gest i zachowanie są tak bardzo matczyne, że aż przypominają mi się lata, kiedy to miałam jeszcze prawdziwą rodzinę. Kiedy w końcu kobieta mnie puszcza, muszę przetrzeć oczy, żeby się nie rozpłakać.
- Ja... Byłam z Mattem na spacerze - wyjaśniam pod naporem ciężkich spojrzeń moich towarzyszek.
- Martwiłyśmy się - Megan dalej patrzy na mnie zatroskanym wzrokiem. - Myślałam, że uciekłaś, albo, że co gorsza... Nieważne.
- Co jest nieważne? - pytam nagle zaciekawiona.
Starsza kobieta spogląda niepewnie na Allison, wydaje mi się, że prowadzą swego rodzaju niemą rozmowę. W końcu Megan odpowiada wymijająco:
- To nic takiego, czym musiałabyś się teraz martwić.
- A jednak chciałabym wiedzieć - nie daję za wygraną.
Siwowłosa kobieta wzdycha nagle zmęczona i siada z powrotem na łóżku, po raz pierwszy odzywa się Allison, jej głos jest lekki, z wyczuwalnym miejscowym akcentem.
- Ostatnio... Dzieją się dziwne rzeczy - mówi unikając mojego spojrzenia. - Z okolicznych domów dziecka zaginęło już czterdziestu paru podopiecznych, z samej naszej placówki zniknęło jedenaścioro, to zaskakująco dużo.
Rafael wprowadził mnie mniej więcej w sprawę i już wcześniej wiedziałam co nieco na ten temat, jednak i tak jestem zaskoczona. Jak coś takiego może dziać się niezauważone przez wyższe władze.
- Policja jest bezradna - dalej kontynuuje Megan. - Podejrzewają różne grupy, mają różne teorie, ale nie ustalili jeszcze nic konkretnego, ani tym bardziej nie złapali sprawców. Powoli tracimy nad tym kontrolę. Porwania następują w różnych miejscach i o różnych porach, nie ma w tym żadnej systematyczności. W jednej chwili dziecko śpi w łóżku, a drugiej już go nie ma, bawi się na huśtawce, a potem, nagle, po prostu... - głos kobiety załamuje się, zaczyna szlochać.
Allison podbiega do niej i siada obok, obejmuje ją ramieniem, stara się jakoś pocieszyć, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ja za to stoję bezradna w jednym miejscu, nie jestem pewna, co powiedzieć. Wiem tylko, że muszę pomóc za wszelką cenę, muszę zakończyć to, co się tutaj dzieje. Na początku może być trudno, ale nie poddam się łatwo.
- Może któraś z was oprowadzi mnie po budynku? - pytam po chwili namysłu. - Im szybciej się tu odnajdę, tym lepiej - tłumaczę, choć tak naprawdę po prostu muszę od czegoś zacząć swoje zadanie.
- Tak, tak - Megan pociąga nosem i próbuje się uspokoić. - Allison, mogłabyś? - zwraca się do młodszej dziewczyny, która kiwa głową na znak zgody. - Dołączę do Was później.
Po tej krótkiej scenie wszystkie staramy się wrócić do swoich zajęć - Megan wychodzi pomóc przy śniadaniu, Allison szybko się przebiera, a ja zamykam się we własnych myślach.
Za zdjęcie do wpisu dziękuję użytkownicze Mirza :)
Edelline