71
- Dałam Ci stare ciuchy mojego brata, naprawdę stare, a i tak prawie w nich toniesz - ciemnowłosa nie może opanować spazmatycznych wybuchów śmiechu.
Spoglądam na nią niby urażony i wyjmuję z otwartej szafki miskę, nalewam do niej zimnego mleka prosto z lodówki, a potem zasypuję to wszystko płatkami. Zoë siada na granitowym blacie kuchennym i uważnie mi się przygląda wcinając kawałek pomarańczy, sok ścieka jej po rękach. Uśmiech zdążył zniknąć już z jej twarzy i z powrotem stała się poważna, milcząca. Obserwuję ją kątem oka i doskonale widzę, że nadal jest na mnie zła.
- Przepraszam za wcześniej - zaczynam cicho. - Nie chciałem i...
- Przeprosiny przyjęte - odwraca wzrok, patrzy teraz na swoje zwisające z szafki stopy.
- Serio, to było przypadkiem - pogrążam się dalej.
- Przecież mówię, że jest ok. Nic się nie stało! - prawie krzyczy wbijając we mnie swe bursztynowe spojrzenie.
Chwilę trwamy w ciszy, którą przerywa tylko delikatny szum muzyki płynącej z radia. Ona wciąż jest na mnie zła, a ja nie potrafię porządnie jej przeprosić. Powoli zaczyna robić się niezręcznie, kiedy nagle słyszymy głośne pukanie do drzwi.
- To pewnie ten twój znajomy, codziennie tu przychodzi... - Zoë mruczy pod nosem ledwo zrozumiałe słowa, a potem zeskakuje z szafki i idzie otworzyć.
Znajomy? Jaki znajomy? Przed oczami przesuwa mi się milion twarzy, lecz żadna nie wydaje się znajoma. Żadna z nich nic mi nie mówi. Przypominam sobie jedynie, że przyjechałem do Los Angeles z kimś jeszcze...
Z Willem.
Do kuchni wraca Zoë, tuż za nią idzie dwudziestoparoletni chłopak o czarnych jak smoła włosach i szarych, inteligentnych oczach. Ma ostre rysy twarzy, wydatne kości policzkowe, a jego zarost jest dokładnie zgolony. Mimowolnie zauważam, że jest ubrany w czarną skórę i dżinsy.
- Dobrze Cię widzieć żywym - przybysz uśmiecha się i klepie mnie mocno po ramieniu, przez co z mojego gardła wydobywa się zduszony jęk. Dalej jestem obolały.
- Will...? - patrzę na niego niepewnie, mój umysł jednak zaczyna pracować. Wygrzebuje z najciemniejszych zakątków różne twarze i miejsca, które najwyraźniej znałem, które coś dla mnie znaczyły.
- Mówiłaś, że stracił pamięć? - ciemnowłosy zwraca się do Zoë.
- Z kilku ostatnich dni na pewno, nie pamięta nawet wypadku - dziewczyna obserwuje mnie uważnie. - Przy jego urazie zanik będzie krótkotrwały, w przeciągu kilku dni powinien odzyskać swoje wspomnienia.
- Jak szybko...
Will i Zoë pogrążają się w rozmowie, lecz nie potrafię się na nich skupić. Moje myśli krążą wokół tego, co jakimś cudem nagle rozjaśniło się w mojej pamięci. Ucieczka z Anglii, motocykle, wyścigi... Wszystko jest okropnie zagmatwane, ale to już jakiś początek...
- Danielu, wszystko w porządku?
Staram się z powrotem skupić na rzeczywistości, Zoë patrzy na mnie zmartwiona, a Will opiera się z założonymi rękami o blat kuchennego stołu.
- Czy to przypadkiem nie jest moja kurtka? - pytam go nagle.
Ciemnowłosy chłopak przez chwilę stoi tylko zdezorientowany, lecz potem odpowiada:
- Tak. Pomyślałem, że Ci ją przyniosę...
Zdejmuje i rzuca mi moją część ubrania. Łapię ją w locie i od razu czuję, że coś jest z nią nie tak - jest sztywniejsza i do tego pachnie dość chemicznie. Will jakby czyta mi w myślach, bo mówi:
- Musiałem oddać ją do pralni, żeby pozbyć się tej całej krwi.
Zamyślony kiwam tylko głową i zarzucam sobie kurtkę na ramiona. Przywołuje to niezliczoną ilość wspomnień, w których to na głowie mam kask i pędzę autostradą na czarnym motocyklu. To chyba dla mnie zbyt wiele, jak na jeden dzień, gdyż znów zaczyna boleć mnie głowa. Siadam przy stole i próbuję skupić się na tak prostej czynności, jak grzebanie łyżką w płatkach, jednak nawet to sprawia mi trudności. Albo środki przeciwbólowe przestały działać, albo nadal jestem zbyt osłabiony po wypadku. Z zamyślenia wyrywa mnie głos Zoë:
- Mogę Was na chwilę zostawić samych? Mam masę papierów ze szpitala, które muszę przejrzeć i uzupełnić...
- Jasne, idź - Will odpowiada, nim ja zdążę w ogóle otworzyć usta.
Przez chwilę odnoszę wrażenie, że Will patrzy na Zoë w jakiś dziwny sposób. Jego oczy są dziwnie zamglone i mają zaskakująco maślany wyraz. Jednak to wszystko mija, gdy tylko dziewczyna skupia na nim swoją uwagę. W końcu lekarka spogląda na mnie i odzywa się pytającym głosem:
- Danielu?
Niezdolny do wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa, kiwam tylko głową, ale to najwyraźniej wystarcza Zoë do podjęcia decyzji.
- W razie czego, będę w swojej sypialni, lub salonie, gdyby coś się działo...
- Spokojnie, damy sobie radę - przerywa jej Will.
Dziewczyna obrzuca nas jeszcze niepewnym spojrzeniem, a potem wychodzi z pomieszczenia. Siedzący obok mnie chłopak jeszcze przez dłuższą chwilę tępo wpatruje się w drzwi, w których zniknęła.
Biorę do ust kilka łyżek płatków zaspokajając jednocześnie głód i pragnienie, dzięki temu ból głowy staje się nieco bardziej znośny. Gdy miska jest już pusta, podnoszę wzrok na mojego milczącego towarzysza.
- Will? - zaczynam niepewnie, gdyż chłopak wydaje się nieobecny, zamyślony. W końcu jednak wraca do rzeczywistości.
- Mówiłeś coś? - pyta.
- Opowiedz mi o wypadku.
- Na serio nie pamiętasz? - patrzy na mnie zdziwiony.
Nie odpowiadam, po prostu czekam, aż zacznie opowiadać.
- Mnie trudno będzie to zapomnieć - zaczyna. - Nie widziałem dokładnie jak walnęła w ciebie ta terenówka, ale to co działo się potem... Kompletny chaos. Wszędzie krew, ludzie, pogotowie i tak dalej... Podobno sam wskoczyłeś gościowi pod koła.
- Ale dlaczego? Przecież musiałem mieć jakiś powód - dopytuję.
- Oj miałeś - Will uśmiech się krzywo. - Twój powód miał długie nogi, seksowny tyłek i dwoje dużych oczu.
Wzdycham zniecierpliwiony.
- A tak naprawdę?
- Tak naprawdę, to gdyby nie ty, to ten Twój seksowny powód leżałby pewnie teraz w kostnicy, lub na cmentarzu.
Może wypowiedź chłopaka nie jest zbyt jasna, ale potrafię dodać dwa do dwóch, a mój umysł stara się jak może, by cokolwiek sobie przypomnieć.
- A tak w ogóle - kontynuuje Will - to dalej nas szukają. Musimy wyjechać, i to szybko.
- Już ci mówiłam, że nie wypuszczę go stąd, dopóki nie dojdzie do siebie - do kuchni nagle wpada Zoë, patrzy gniewnie na Willa.
- Ile słyszałaś? - chłopak odpowiada głosem wypranym z emocji.
- Wystarczająco. Już o tym rozmawialiśmy. Daniel nadal wymaga stałej opieki medycznej. Zostanie tutaj, dopóki nie uznam, że wszystko z nim już w porządku.
- Ja za to mówiłem Ci, że nie mamy zbyt wiele czasu, musimy jechać dalej.
- Ale jego zdrowie...
Przysłuchuję się tej wymianie zdań z lekko rozchylonymi ustami, zaskakuje mnie swoboda, z jaką ta dwójka się ze sobą kłóci, jakby nie był to pierwszy raz. Jeszcze przez kilka minut się przekomarzają, lecz w końcu słowną bójkę i tak wygrywa Zoë. Will jest oburzony, ale skądś wiem, że ta jego złość jest udawana, a gdy tylko dziewczyna wychodzi z pomieszczenia on wzrusza ramionami i mówi:
- Kobiety...