Część 9
W pośpiechu rozczesuję swoje długie brązowe włosy, poprawka, długie, rude włosy. Po wielu zabiegach kosmetycznych wreszcie wyglądam jak człowiek, żadnych dziwnych pasemek i innych wynaturzeń. Nieskromnie przyznam, że moja twarz wygląda ciekawie w towarzystwie płomiennych loków. Aiden czeka na dole, więc nie robię sobie żadnego makijażu, ani nic. Prawdę mówiąc, to zastał mnie w piżamie... Teraz mam na sobie beżowe bojówki i swoją ukochaną czarną bluzę, na dworze zrobiło się trochę cieplej, ale i tak wolę ubrać się porządnie. Słyszę, jak Adam pogwizduje w swoim pokoju, dokańcza malowanie. Nie chcę mu przeszkadzać i przy okazji znów oberwać farbą, więc bez słowa schodzę na dół, do Aidena.
- Już, jestem gotowa - uśmiecham się promiennie.
- Fajne... włosy - mówi z lekkim wahaniem.
No tak, to Adam mu otworzył, więc jeszcze mnie dziś nie widział. Do tego najwyraźniej zauważył, że temat wyglądu jest dla mnie nieco drażliwy.
- W ogóle fajnie wyglądasz - dodaje szybko.
Chichotam. Czy ja zawsze wywołuję taki efekt?
- Dziękuję, idziemy?
Aiden kiwa głową i przepuszcza mnie w drzwiach. Dżentelmen się znalazł. Nie ustaliliśmy żadnego konkretnego celu naszej wędrówki, więc zapowiada się na długi spacer...
Kilka godzin szlajaliśmy się po mieście. Odwiedziliśmy kilka sklepów, między innymi muzyczny i wypożyczalnię filmów. Uzgodniliśmy, że w sobotę (czyli jutro) urządzimy sobie wieczór filmowy, jeszcze nie wiemy u kogo, ale z pewnością go zrobimy, już ja się o to postaram. Cały "spacer" przegadaliśmy, o naszych zainteresowaniach, "rodzinach", "szkole"... dosłownie o wszystkim. Zjedliśmy na mieście dość późny obiad, a potem Aiden odprowadził mnie pod same drzwi. Na pożegnanie otrzymałam buziaka w policzek, co przyjęłam z lekko przerażonym uśmiechem, nie chcę w to wszystko angażować się uczuciowo. Związek z nim i tak nie miałby sensu, gdyż kwestią czasu jest zakończenie tego zadania i przeniesienie się w inne miejsce. Ech... takie już moje "życie"...
Tak cholernie bolą mnie nogi, że zaraz po wejściu do domu siadam na sofie, przed telewizorem. Sięgam po pilota, mam ochotę zwinąć się w kłębek i obejrzeć jakiś film, ale nie jest mi dane - Adam podchodzi i spycha mnie z kanapy.
- Jazda się przebrać.
Spoglądam na niego zdziwiona, potem patrzę na siebie.
- Niby po co? - pytam.
- Wychodzimy. Kiedy ty biegałaś jak piesek za Aidenem, wyszedłem na zakupy. Ubierz coś z tego co Ci kupiłem.
On kupował mi ubrania? Wiem, nie mam zbyt wielu ciuchów, no ale bez przesady... I jaki kuźwa piesek?! Poza tym jestem tak zmęczona, że nie mam już zupełnie na nic ochoty.
- Ruchy, znając Twoje możliwości, to i tak się spóźnimy - wzdycha.
- Nigdzie nie idę. Ledwo weszłam, a ty już mnie wyganiasz, daj spokój - narzekam.
- Nie tylko ty masz problemy i podopiecznych. Nie jestem tu na wakacjach, a akurat dziś potrzebuję Twojej pomocy.
- Na pewno poradzisz sobie bez swojej siostrzyczki - nie mam zamiaru mu ustąpić.
- Afrei... - oczy Adama stały się zimne, patrzy na mnie poważnie. - Nie zachowuj się jak rozpieszczona nastolatka, nie jesteś już nią, a ja nie jestem Twoim bratem. Pamiętaj po co tu jesteśmy i po co ja tu jestem.
Ton jego głosu przeraża mnie, uświadamia, że tak naprawdę mogłam trafić dużo gorzej, że to ktoś inny, surowszy mógł mnie nadzorować. Może i dali mi trudniejsze zadanie, ale tak czy siak obserwowany jest każdy mój krok. Wstaję i na miękkich nogach zmierzam do swojego pokoju. Na łóżku leżą reklamówki z kilku modnych sklepów odzieżowych. Z pierwszej wyjmuję czarną, cekinową bluzkę wiązaną na szyi, w drugiej jest wściekle czerwona sukienka, w trzeciej czarna mini... To nie mój styl, ale Adam raczej nie kupił tego, by zrobić mi na złość. Odegrał się przecież za pomocą farby do włosów. Decyduję się na czarną spódniczkę, a z osobistej kolekcji wyjmuję granatową bokserkę i białą koszulę, którą zawiązuję pod biustem. Staję przed lustrem... Wyglądam jak idiotka. Wpinam w uszy złote koła, na rękę wsuwam kilkanaście bransoletek od kompletu, maluję oczy ciemnym cieniem. Teraz wstyd mi, że tak marudziłam, jestem okropną towarzyszką... Adam ma zapewne swojego podopiecznego, w związku z czym ma dużo więcej roboty niż ja. Szczotkuję włosy, dopóki nie spływają miękkimi spiralami na moje plecy. Lekko upinam je wsuwkami. Słyszę kroki na schodach, Adam wchodzi do pokoju.
- Chodź już, nie mamy czasu.
Nie patrzy na mnie, mówi zimnym, poważnym tonem. Jest zły. Chcę go przeprosić, ale nie pozwala mi dojść do słowa, poza tym boję się, że jeszcze bardziej go zdenerwuję. Zakładam czarne lity, gdyż moje kozaki dalej mokre stoją pod grzejnikiem, Adam wpycha mnie do taksówki.