Część 8
Wbijam wzrok w Adama. On bezgłośnie odpowiada "potem".
- Wy tu sobie porozmawiajcie, a ja pójdę po portfel - mruczę i znikam na schodach.
To ja uganiam się za Aidenem jak głupia, a najwyraźniej Adam dobrze się z nim zna. Przecież to jest niemoralne, mógł mi pomóc, powiedzieć... Coraz bardziej wkurzona wygrzebuję pieniądze i wracam do holu. Dalej nie zdjęłam czapki, nie chcę zrobić z siebie jeszcze większego pośmiewiska. Z nikłym uśmiechem podaję należną kwotę Aidenowi.
- Chyba powinienem już iść - mówi.
Otwieram drzwi i wychodzę razem z nim przed dom. Robi się niezręcznie cicho...
- Tak w ogóle, to jestem Lena - mówię w końcu.
- Aiden.
Już miałam powiedzieć "wiem", ale w porę się powstrzymałam. Uśmiechnęłam się za to delikatnie.
- Czyli Adam to Twój brat?
- Tak, skąd się znacie? - pytam ciekawa.
- Szczerze mówiąc to niezbyt pamiętam, chyba z jakiejś imprezy - odpowiada.
Jak dla mnie, to brzmi to ostro podejrzanie... Adam musiał używać mocy, nie zapomina się tak po prostu tego, gdzie się kogoś poznało.
- No to... - zaczęłam - do zobaczenia?
- Czemu nie - Aiden uśmiecha się. - Jutro?
Zadowolona kiwam głową, im szybciej tym lepiej.
- Wpadnę po Ciebie - Aiden unosi rękę w niezgrabnym pożegnaniu i odchodzi.
Obserwuję go, dopóki nie znika za zakrętem. Dobra, pora zmyć te "pasemka"... Adam już na mnie czeka i gdy tylko wchodzę, zaczyna wyjaśniać. On mówi, a ja zmierzam z rozpuszczalnikiem do łazienki.
- Przybyłem tu kilka dni przed tobą, archaniołowie rozkazali, bym Cię pilnował i nie dopuścił do niepowodzenia misji. Mam dziwne przeczucie, że w tym wszystkim nie chodzi tylko o Sama i Aidena...
Nie przerywam mu, słucham w milczeniu. Właśnie zdjęłam czapkę i nasączonym płatkiem kosmetycznym próbuję pozbyć się zielonej farby z włosów. Nie wiem jakiego szamponu będę musiała użyć, by potem pozbyć się tego okropnego zapachu. Nawet łatwo schodzi...
- Mniejsza o to... więc poszedłem do niego do domu i wpłynąłem na jego pamięć nawet z nim nie rozmawiając. "Poznaliśmy" się i tyle, to była moja gwarancja. Nie mam nic więcej do powiedzenia w tej sprawie.
- W tej sprawie? - podchwytuję.
Adam milczy, a ja go nie poganiam. Udało mi się już zmyć prawie całą farbę.
- Jest wiele spraw, o których możemy porozmawiać.
Podnoszę na niego wzrok, uśmiecha się głupawo. Czuję, że nie mówi mi całej prawdy, unika jasnej odpowiedzi. Znając życie to i tak nic z niego nie wyciągnę, odwracam się z powrotem do lustra i mało nie mdleję. Trzymam się kurczowo umywalki.
- Adam... - szepczę przerażona.
- Hm?
- Proszę, idź do sklepu i kup mi farbę do włosów.
Spoglądamy na siebie, chłopak dokładnie mi się przygląda i po chwili wybucha gromkim śmiechem.
- Przestań! - krzyczę z łzami w oczach.
Nie przestaje. Siadam na sedesie i przyciągam kolana do piersi, opieram na nich głowę. Śmieję się przez łzy.
- Adam, proszę, błagam Cię! - szepczę.
- No już dobrze, dobrze. Jakiś konkretny kolor? - pyta dalej się uśmiechając.
- A jak myślisz?! Brązowy!
- Myślałem, że zielony... albo siwy.
Łapię leżącą obok rolkę papieru toaletowego i rzucam na oślep.
- Idź już! - krzyczę.
Gdy wychodzi zatrzaskuję drzwi i ponownie spoglądam w lustro. Wcześniej miałam zielone pasemka, teraz - jasne blond, prawie białe. Rozpuszczalnik nie dość, że wysuszył mi włosy to jeszcze je wybielił.
- Łap.
Na moich kolanach ląduje nieduże pudełko. Dokładnie mu się przyglądam i czytam etykietę.
- Ruda? - pytam z niechęcią.
- Innej nie mieli.
Mieli, na pewno mieli... Zrobił to specjalnie, wiem to. No nic, kiedyś chciałam być ruda, wreszcie mam okazję.