Część 10
Nie odzywa się ani słowem, ja również milczę. Słowa nic nie zmienią. Pod szarą, niewiarygodnie ciepłą kurtką Adam ukrywa prostą, czarną koszulę z długim rękawem, przyznaję, że wygląda w niej niesamowicie seksownie... Pędzimy ciemnymi ulicami miasta. Niebo jest tak zachmurzone, że nie widzę ani jednej gwiazdy. Nie znam tej okolicy. Odczuwam strach, niepokój, zmartwienie... Nigdy go takim nie widziałam. Te stalowe oczy, zaciśnięte w wąską kreskę usta, silne dłonie... Nigdy nie był tak blisko i zarazem daleko, chcę coś powiedzieć, cokolwiek, coś co sprawi, że się do mnie uśmiechnie, że w jego oczach pojawi się ten dobrze mi znany błysk... Ale nie mam odwagi, chyba pierwszy raz w życiu brakuje mi odwagi. Taksówka zatrzymuje się przed jakimś blokiem, ma może pięć, sześć pięter. Wysiadając wpadam prosto w kałużę, śnieg się topi, wszędzie jest błoto. Oddycham głęboko, jestem tak zaaferowana swoimi uczuciami, że nawet nie zauważam jak Adam staje obok mnie. Dopiero gdy kładzie mi rękę na ramieniu dostrzegam jego obecność. Patrzy mi w oczy, więzi mnie tym kontaktem.
- Nie chciałem, byś dziś udawała moją siostrę - mówi cicho, lecz wyraźnie rozumiem jego słowa. - Chciałem, byś na te parę godzin stała się moją dziewczyną, żebyś naprawdę nią była, całą sobą.
Zapiera mi dech w piersiach. Nie potrafię, nie mogę wydobyć z siebie nawet najmniejszego dźwięku. Z jednej strony jestem przerażona, z drugiej szczęśliwa. Ta racjonalna Ja mówi, że to tylko przyjaźń, tylko zadanie, nic więcej... Szkoda słów by opisywać uczucia mojej drugiej osobowości, powiem tylko, że jest całkowitym przeciwieństwem tej pierwszej. Adam chyba nie zauważa mojej wewnętrznej walki.
- Mogę na Ciebie liczyć? - pyta twardym głosem, który jasno mówi mi, że to tylko na ten wieczór, tylko na czas zadania.
Podnosi dłoń, jakby zapraszał mnie do tańca. Sama nie wiem, co czuję, czego chcę... Nakładam na twarz maskę powagi i wsuwam swoją dłoń w jego. Idę na sztywnych nogach, stąpam trochę jak koń. Wchodzimy na klatkę schodową bloku i wspinamy się po obskurnych schodach. Jeśli dobrze liczyłam, to jesteśmy na trzecim piętrze, a na drzwiach, przed którymi się zatrzymujemy nie ma żadnej tabliczki, numeru... Czuję zapach dymu papierosowego, słyszę trochę zbyt mocne basy muzyki, ale nie wyczuwam co jest po drugiej stronie, co się dzieje w mieszkaniu. Gdy miałam moce, miałam wyostrzone zmysły, wiedziałam więcej niż normalny człowiek.
Adam nie puka, po prostu naciska klamkę i wprowadza mnie do jakiegoś dusznego pomieszczenia. Oczy mi łzawią od wszechobecnego dymu, brakuje mi powietrza... Ściskam mocniej dłoń Adama, chcę krzyknąć, że nie dam rady, że to dla mnie za dużo, ale jego zimne spojrzenie mi nie pozwala. Przymykam oczy i robię kilka głębokich wdechów, staram się nie patrzeć, nie słuchać, wyłączyć się, stać się nieczułą maszyną. Już prawie mi się udaje, gdy w tłumie nieznanych osób miga mi coś zielonego, błyszczącego, dziwnie znajomego...
- A więc to jest ta Twoja dziewczyna! - słyszę głośne, natarczywe słowa.
Odwracam się w kierunku Adama i jakiegoś faceta, który trzyma w ustach papierosa.
- Dokładnie, to ona, Lena - Adam uśmiecha się jak ktoś obcy, obejmuje mnie i całuje w kącik ust.
Jestem oszołomiona, za dużo tu ludzi, jest zbyt gorąco... Staram się uśmiechać, nie upaść, nie zrobić z siebie idiotki... Znów widzę tę zieleń i od razu przytomnieję, staram się ją śledzić w tłumie, lecz gdzieś mi umyka. Chcę się odsunąć, pójść jej tropem, ale Adam mi nie pozwala, przyciąga mnie bliżej do siebie. Rzucam mu groźne spojrzenie, on wzdycha i szepcze mi do ucha:
- Chociaż udawaj szczęśliwą, pocałuj mnie, mocno, niech uwierzą w tę marną bajeczkę.
Co? Kiedyś skakałbym z radości, lecz teraz nie chcę tego zrobić, boję się tornada, które powstanie w mojej głowie i sercu. Ale muszę, wiem że nie mam wyjścia.
Staram się uśmiechać do wszystkich dookoła, facet z papierosem dokładnie mi się przygląda, zbliżam się do Adama i całuję, jak nigdy dotąd. Mocno i z nieznanym sobie uczuciem. Gdy się odsuwam widzę, że wywołałam pożądany efekt.
- Dobrze, dziękuję - znów słyszę szept Adama. - Teraz ja zajmę się swoimi sprawami, a ty znajdź Daniela, wszyscy go tu znają. Podziękuj mu w moim imieniu, za informacje.
Adam odsuwa się, jego wzrok pyta, czy zrozumiałam, potakuję. Chwilę potem ginę w tłumie obcych twarzy, ignoruję polecenia i szukam, szukam zieleni. Gubię siebie, by odnaleźć ją.
Wiem, że ta część jest dziwna i chaotyczna, nie jestem z niej zadowolona. Większe "zaskoczenie" mam nadzieję uzyskać w następnym wpisie.
Edelline
A i tak w ogóle to:
Wesołych Świąt!!!