Bolało. Tak bardzo mnie to bolało, ale chyba lepiej będzie jeśli się z nią nie pożegnam. Może mniej bym cierpiał, choć wiem że to kłamstwo. Lucy ma rację, byłoby jeszcze gorzej. Skinąłem krótko głową i zadzwoniłem do weterynarza, poprosiłem, żeby przyjechał. Powiedziałem mu o swojej decyzji. Nie zjedliśmy śniadania, wyszliśmy od razu - ja w dżinsach i czarnej koszulce, Lucy w dresowych spodniach i bluzie. Świat był taki ponury... ptaki nie śpiewały, drzewa nie tańczyły na wietrze, kwiaty nie wydzielały zapachu. Wlokłem się niemożliwie, chciałem jakoś to wszystko odwołać, ale było już za późno. Zanim weszliśmy do stajni zobaczyłem mały skrawek błękitnego nieba i nikły promyk słońca. Weterynarz już był na miejscu. Zbliżyliśmy się do boksu, Lucy pierwsza weszła do klaczy i się z nią pożegnała, potem poklepała mnie po ramieniu i stanęła kawałek dalej. Aris dalej leżała, obok niej stało wiadro z jedzeniem. Opadłem na ziemię obok niej i pogładziłem ją po szyi.
- Żegnaj, Aris - wyszeptałem.
Tak trudno było mi wypowiedzieć te słowa. Łzy kapały na wyłożone słomą podłoże. Poczułem, że ktoś za mną stoi i odwróciłem się, był to weterynarz.
- Gotowy? - zapytał.
Skinąłem głową, a on wyciągnął ze swojej torby jakąś buteleczkę i napełnił strzykawkę. Ułożyłem łeb klaczy na swoich kolanach i bawiłem się jej grzywą.
- Żegnaj - powtórzyłem.
Nie widziałem zbyt wiele przez łzy, wszystko było rozmazane. Lekarz podszedł do Aris i już miał wbić igłę, gdy klacz zadrżała.
- Niech pan zaczeka - poprosiłem, a weterynarz odsunął się.
Klacz uniosła głowę i spojrzała na mnie zmęczonymi lecz bystrymi oczami. Zaskoczony uśmiechnąłem się przez łzy. Może... może będzie dobrze?
- Aris, wstań proszę - powiedziałem.
Klacz znów zadrżała i spróbowała podnieść się. Wyglądała jak nieporadne źrebię. Wstała choć nie bez trudu.
- Aris! - zawołałem i przytuliłem się do jej szyi.
Wstała, to dobry znak. Rozsadzało mnie szczęście. Weterynarz stał obok oniemiały, nikt nie spodziewał się, że ten koń może przeżyć. Po mojej twarzy popłynęły łzy. Aris obwąchała mnie, a potem sięgnęła łbem do wiadra z owsem. Uśmiechałem się jak głupi, odzyskałem nadzieję. Lucy przytuliła się do mnie. Wiedziałem, że wszystko będzie dobrze.
Koniec
Oceńcie całe opowiadanie w komentarzach, proszę.
Edelline