Potknęłam się o wystający z ziemi korzeń i wylądowałam na tyłku, boleśnie ocierając sobie łokieć. Gdy wilk skoczył, przerażona zasłoniłam się rękami, poczułam na sobie ciężar jego ciała. Krzyczałam, wołałam o pomoc, ale bez skutku, nikt nie odpowiadał na prośby. Moje ramię przeszył oślepiający ból. Próbowałam zrzucić z siebie zwierzę, ale było zbyt silne, mocniej wgryzło się w mój bark. Ciepła ciecz spływała po mojej ręce. Moje krzyki robiły się coraz cichsze, traciłam nadzieję, odpływałam w niebyt. Kątem oka zobaczyłam jakiś czarny kształt, usłyszałam warczenie, przestałam czuć na sobie ciężar wilczego ciała. Widziałam rozmyte cienie kołujące wokół siebie, potem mary złączyły się w jedno, a później znów się rozdzieliły. Moje powieki stawały się coraz cięższe, powoli opadały zamykając mi widok na zachwycający taniec cieni. Słyszałam coraz mniej, a mój umysł stał się otępiały i nieposłuszny. Ostatkiem sił uniosłam jeszcze raz powieki, chciałam dalej obserwować wirujące mary, lecz zamiast nich ujrzałam twarz. Męskie, ostre rysy, pełne usta, ładny nos, przecięty blizną łuk brwiowy& I oczy, piękne, duże, osłonięte wachlarzem rzęs oczy& O nieziemsko granatowych tęczówkach, tego spojrzenia nie sposób było nazwać, było jak noc... Bezimienna noc...
- Iz? - mych uszu doszedł cichy szept. - Nie zasypiaj, proszę, nie zostawiaj mnie.
Nie miałam siły wydobyć z siebie głosu. Ułożyłam usta w niemym słowie.
- Alex.
Nie zobaczyłam już jego uśmiechu, nie usłyszałam odpowiedzi, nie poczułam piżmowego zapachu skóry. Zniknęłam, utonęłam, straciłam siebie...
Dwa dni później
- Straciła dużo krwi, ale jej stan jest stabilny - czułam się jakbym była pod wodą, dźwięki miały takie dziwne brzmienie...
- To dlaczego jeszcze się nie obudziła?! - ostry głos, zapewne matki.
- Najwyraźniej jej organizm jeszcze nie jest gotowy, ale jej wybudzenie to tylko kwestia czasu.
- Wszystko będzie dobrze. Nie płacz już - tata przemawiał uspokajającym głosem.
- Właściwie, to możecie państwo jechać do domu odpocząć. Jeśli coś się zmieni powiadomimy Was.
- Dziękujemy doktorze.
Ktoś dotknął mojej dłoni, delikatnie ją pogładził, a potem odszedł i zamknął za sobą drzwi.
Dobrze mi było w obecnym stanie. Nie czułam bólu, ani zmęczenia... W mojej głowie nie panował chaos, nie przeszkadzały mi żadne emocje, bo tutaj ich po prostu nie odczuwałam.
Jednak nie mogłam sobie przypomnieć, co tutaj robię, skąd się tu wzięłam... Umysł płatał mi figle, bo gdy tylko miałam na obrzeżach świadomości jakiś obraz, zapach lub dźwięk zaraz go traciłam... Było to okropne uczucie, ale jak na razie nie miałam zamiaru wracać do bolesnej rzeczywistości.
Późny wieczór, tego samego dnia
Znowu usłyszałam kroki za drzwiami. Co prawda ktoś ciągle wchodził i wychodził z mojego pokoju, ale w przeciągu ostatniej godziny miałam bardzo niewielu gości, więc myślałam, że dali mi wreszcie spokój. Najczęściej odwiedzali mnie rodzice i pielęgniarka, czasem lekarz, sądziłam, że i tym razem, to któreś z nich. Ale nie, to był ktoś inny. Gdy tylko otworzyły się drzwi poczułam zapach piżmu, lasu i deszczu, a w mojej głowie pokazał się obraz - jeden z tych, które ciągle mi uciekały. Obraz granatowych oczu, bezimiennych oczu... Ktoś usiadł koło mnie na łóżku, długo bawił się moimi palcami zanim cokolwiek powiedział.
- Tak strasznie mi przykro - słyszałam cichy, miękki głos. - To wszystko moja wina, gdybym nie był takim tchórzem... Do niczego by nie doszło, byłabyś cała i zdrowa... Przepraszam Iz, wybacz mi - mój gość głośno westchnął. - Wybacz - szepnął i podniósł się z łóżka, zbierał się do wyjścia.
Ten głos... Znam go, skądś go znam... Ten dotyk, ta czułość... Granat pod powiekami stał się nie do zniesienia... I w jednej chwili wszystko do mnie wróciło - las, walczące cienie, czarny wilk, twarz młodzieńca. W ostatniej chwili udało mi się złapać wysuwającą się dłoń Alexa.
- Zaczekaj - wyszeptałam mocno zachrypniętym głosem.
Z bólem rozerwałam powieki. Nie mogłam pozwolić mu odejść, ale on chyba nigdzie się nie wybierał, stał jak wryty i patrzył na mnie okrągłymi, zdziwionymi oczyma.
- Nie odchodź - mówiłam z trudem.
- Nie śmiałbym - powiedziawszy to, ucałował koniuszki moich palców.
Spróbowałam się do niego uśmiechnąć, ale wyszedł z tego raczej grymas. Chciałam go przeprosić, wyjaśnić to, co widział na parkingu, ale mi nie pozwolił.
- Nic nie mów, nie przepraszaj. To ja jestem wszystkiemu winny, nie ty.
- Nic nie rozumiesz...
- Rozumiem, rozmawiałem z Chrisem. Wszystko już wiem, leż spokojnie.
ONI rozmawiali? Przecież to niemożliwe. Prędzej uwierzę w wampiry i wilkołaki (choć w to drugie chyba już wierzę) niż w to, że oni rozmawiali o swoich uczuciach.
- Wy? Rozmawialiście? - chrypiałam do niego.
- To znaczy... Spotkałem się z nim z innym zamiarem niż rozmowa, no ale... - nie zrozumiałam co dalej mówił, ale chyba było tam coś o wybijaniu zębów. - Nieważne, wszystko jest już nieważne. Poczekamy na Twoją decyzję.
- Skąd się tu wzięłam? - zapytałam.
- Przywiozłem Cię. Nie pytaj jak zmieniłem się w nocy w człowieka, bo sam tego nie wiem.
Długo milczałam.
- Alex, ja chyba już zdecydowałam.
Na twarzy chłopaka pojawił się niepokój, wręcz strach. Przez te dwa dni dużo rozmyślałam i wybrałam, byłam pewna swej decyzji.
- Odpoczywaj, to naprawdę jest teraz najmniej ważne.
- Dla mnie, jest to bardzo ważne - szepnęłam patrząc mu w oczy. - Chcę...
Do pokoju wpadła gruba pielęgniarka i gdy tylko zobaczyła Alexa, od razu na niego naskoczyła.
- Godziny odwiedzin już się skończyły, przyjdziesz jutro - prawie krzyczała. Wynocha mi stąd, daj dziewczynie odpocząć - przy tych słowach spojrzała na mnie, na moje bystre oczy, dłoń w dłoni Alexa... I zawołała lekarza, a chłopaka wyrzuciła.