Stał się cud. Chyba pierwszy raz, od początku roku szkolnego, znalazłam rano w autobusie miejsce siedzące. Nie było tłoczno, nigdzie nie widziałam marudzących moherów, więc przepchnęłam się i usadowiłam koło grzejnika. Ciepłe powietrze przyjemnie owinęło mi się wokół łydek, wetknęłam do uszu słuchawki i zabarykadowałam się w swoim świecie. Myślałam o feriach, o tym ile wydarzyło się przez te dwa tygodnie, o koniach, Alexie, Chrisie... Próbowałam znaleźć odpowiedzi na pytania, które podsunęła mi mama - który z chłopców więcej dla mnie znaczy. Było to trudne i bez Liz, która przepychała się w moim kierunku. Niezbyt kulturalnie wyprosiła dzieciaka, który siedział obok mnie i zajęła jego miejsce.
- Czemu się nie odzywałaś? - zapytała prosto z mostu.
- Cześć - mruknęłam wyjmując jedną słuchawkę z ucha.
- Słucham - patrzyła na mnie oskarżycielsko.
- Przepraszam, Liz. Nie wiem czemu, jakoś tak wyszło.
Nie miałam ochoty tłumaczyć jej, że najpierw chciałam być sama, a potem pragnęłam szczerej rozmowy z kimś starszym, bardziej doświadczonym. Z kimś, kto by mi poradził.
- No to powiedz przynajmniej, co się wydarzyło w ostatnim tygodniu - w oczach dziewczyny widziałam złość.
- Nie dużo - mruknęłam. - Impreza z Alexem, kino z Christophem...
- Jakim Christophem? - przerwała mi.
- Długa historia, w skrócie nowy znajomy.
- Umawiasz się z dwoma naraz? - spojrzała na mnie krzywo.
- Mam mętlik w głowie - wyszeptałam. - Nie wiem co mam robić.
- Oddać mi jednego - zachichotała. - No to z którym związek jest bardziej zaawansowany?
- Jeśli spojrzeć pod tym kontem... to z Alexem - odpowiedziałam wysiadając, bo właśnie dojechałyśmy do szkoły.
- No to w czym problem?
- Nie wiem, Liz. Mam przeczucie, że żaden z nich tak po prostu nie odpuści, jeśli wybiorę drugiego.
- Więc mamy problem.
- Oj tak, duży problem... Zwłaszcza, że nie wiem, z którym chcę być.
Zadzwonił dzwonek na lekcję, Liz przytuliła mnie krótko i pobiegła na swoje zajęcia, ja powlokłam się do sali matematycznej. Co za bałwan wymyślił, żeby pierwszą lekcją w poniedziałek była matematyka?!
Jak to zwykle po feriach, zajęcia były przerażająco nudne. Profesorowie mówili praktycznie bez sensu, narzekali na naszą niewiedzę i zadali masę pracy domowej. Lekcje ciągnęły się nieznośnie długo, a do tego będę musiała sama wracać do domu, bo Eliza skończyła wcześniej. Oczywiście polonistka nie zdążyła z wykładem na lekcji i dokańczała go na przerwie, przez co nie zdążyliśmy odebrać kurtek. Znalezienie woźnej trwało wieki, a ona niespecjalnie spieszyła się z otwarciem kraty szatni. Zdenerwowana wyszłam na szkolny parking i zobaczyłam jak mój autobus właśnie odjeżdża z przystanku. No pięknie - mruknęłam pod nosem i skierowałam się w stronę rozkładu jazdy, by zobaczyć, o której mam następny transport. Drgnęłam przestraszona, gdy jakiś debil zatrąbił tuż obok mnie, odwróciłam się i ujrzałam Chrisa, który właśnie wysiadał z samochodu. Jeszcze jego tu brakowało...
- Co ty tu robisz? - zawołałam zaskoczona.
- Czekam - odpowiedział z łobuzerskim uśmiechem.
- Na co?
- Na moją dziewczynę.
- Nie wspominałeś, że masz dziewczynę -powiedziałam rozzłoszczona, jak mógł się spotykać ze mną mając inną?!
- Ona jeszcze nie wie, że jest moja... No, teraz już wie.
Stałam i wpatrywałam się w niego tępo, przecież on nie mógł mówić o mnie.
- Podwiozę Cię - rzucił i wsadził mnie do samochodu, milczałam jak zaklęta.
Odpalił silnik i skierował się w stronę mojego domu, nie było to daleko.
- Dlaczego nic nie mówisz? - zapytał, kiedy stanęliśmy.
- Nie jestem T w o j ą dziewczyną - powiedziałam poważnie. - Jeden pocałunek... - brakło mi słów.
- A właściwie, dlaczego uciekłaś? Nie podobało Ci się czy jak? - zapytał.
- Ja... Nie wiem... - odpowiedziałam szczerze.
Przyglądał mi się, a ja nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Jego natarczywe, brązowe spojrzenie sprawiło, że dreszcz przeszedł mi po plecach. Chwycił mnie pod brodę i zbliżył swe usta do moich, byłam zagubiona. Wyskoczyłam z samochodu i opierając się o drzwi ukryłam twarz w dłoniach, to wszystko było takie zagmatwane...
- Co się dzieje? - zapytał odciągając moje ręce.
Spuściłam głowę i milczałam, Chris chwycił mnie za ramiona.
- Chodzi o tego faceta? Tego, który zostawił Cię pod klubem? - dopytywał, niezauważalnie skinęłam głową. - On nie jest Ciebie wart, to jakiś nieodpowiedzialny dureń.
- Nie wiem, czy ciągnięcie tego wszystkiego ma jakikolwiek sens - powiedziałam cicho. - Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.
- Przekonajmy się - mruknął i przyparł mnie do samochodu.
Chwilę się z nim szarpałam, ale był dużo silniejszy ode mnie, potem chwycił mnie za podbródek i pocałował. Nie był natarczywy, raczej delikatny, słodki... Jęknęłam cicho, bezradnie, a najgorsze było to, że jego bliskość podobała mi się. Gdy poczuł, że już się nie opieram, objął mnie w tali, jego uścisk był silny.
- Daj mi szansę - szepnął.
- Nie wiem, czy to w ogóle możliwe - odszepnęłam.
- Wszystko jest możliwe, wystarczy tego bardzo chcieć.
- Naprawdę? - powiedziałam cicho, odwróciłam się i weszłam do domu.
Przyszła nowa książka do recenzji, więc... wpisy będą rzadko :(
Edelline