-Co wy sobie wyobrażacie?! - zdenerwowana odzyskałam głos a oni patrzeli na mnie jak na idiotkę - W końcu ułożyłam sobie życie, jestem szczęśliwa a wy mi to chcecie zniszczyć?!
Już coś mieli mówić ale im nie pozwoliłam.
-Nie wybieram się do żadnej Anglii! Tu jest mój dom! Tu jest moja przyszłość! Nie zostawię Sebastiana i koni tylko dlatego że wam się tak uwidziało!
-Ale córciu, tam jest twoja przyszłość. - próbował wpłynąć na mnie tata
-Ale ja mam gdzieś co wy sądzicie! Jaka przyszłość? Bez tego co kocham? Wy się możecie wyprowadzać, ja tu zostaję. Jak dla mnie to może was nie być nawet jutro! Albo najlepiej jeszcze dzisiaj.
Zdenerwowana wyszłam w samej bluzie zostawiając rodziców w kuchni, nawet nie zdążyłam się przebrać ani zabrać kurtki. Nie przeszkadzało mi to, na skórze odczuwałam jakieś 15 stopni. Zbiegłam na dół i otworzyłam drzwi do stajni. W strachu biegałam po wielkim budynku w poszukiwaniu Sebastiana. Konie zaciekawione wyglądały ze swoich boksów i rżały. Podbiegłam do ostatniego boksu z napisem "Lena" i zajrzałam do środka. Karej klaczy w boksie nie było. Szybko pobiegłam do boksu obok w którym stała Hera. Migiem ją okiełznałam i nie tracąc czasu na siodłanie, wsiadłam i ruszyłam galopem. Bez słowa minęłam Damiana i przetrząsałam nasze drogi i lasy w poszukiwaniu ukochanego. Z minuty na minutę denerwowałam się coraz bardziej. Nigdzie nie mogłam go znaleźć. Biała klacz była porządnie spocona ale nie odmawiała kiedy ją pośpieszałam. Z chęcią wykonywała polecenia mimo zmęczenia. Po 3 godzinach poszukiwań, kiedy zaczęło zmierzchać, niechętnie postanowiłam że czas wrócić do domu i nie męczyć już klaczy.
Gdy tylko weszłam na teren mojej posiadłości naprzeciw wybiegł mi Damian.
-Oszalałaś? Gdzie masz telefon? Próbowaliśmy się do ciebie do dzwonić.
-Leży na siedzeniu w samochodzie. - zaczęłam się rozglądać ale nie zauważyłam auta rodziców - Pojechali gdzieś?
-Chyba tak. Ja tam nie wiem. - powiedział chwytając klacz za wodze - Mogę ją zabrać? Trzęsie się.
-A tak jasne. - powiedziałam schodząc i podchodząc do łba klaczy - Dziękuję Ci kochana. Masz odemnie dużo marchewek i meszu przez najbliższy miesiąc. - szepnęłam jej na ucho i pocałowałam nad okiem
Damian zabrał klacz a ja skierowałam się do samochodu. Zabrałam swoje rzeczy. Zamknęłam samochód i zagwizdałam. Chwilę później siedziały przedemną dwa radosne psy.
-Chodźcie, idziecie do domu. - powiedziałam i skierowałam się do domu, przekręciłam zamek i razem ze zwierzakami weszłam do kuchni
Zaświeciłam światło w kuchni i się rozebrałam. Odwróciłam się i aż podskoczyłam. Przy stole siedział Sebastian z grobową miną. Ucieszyłam się i podbiegłam do niego obejmując go za szyję. On nawet nie drgnął, nie dotknął mnie. Odsunęłam się i siadłam obok niego. Miał zamknięte oczy a ręce położone na stole. Chciałam chwycić jego dłoń, ale uciekł.
Nie wiedziałam co powiedzieć, ale musiałam zebrać w sobie siły.
-Gdzie byłeś?
Milczał.
-Nie wiesz jak się o ciebie martwiłam? - szeptałam a ból ściskał moje serce
Nadal nic nie odpowiedział.
-Sebastian? - byłam bliska płaczu
Zero odzewu, nic. Usłyszałam tylko krótki, drobny dźwięk. Na drewnianym blacie stołu widziała jedna mała kropla. Płakał. Chłopak, który był dla mnie wszystkim, płakał.
Postanowiłam ponowić próbę i nawiązać z nim kontakt.
-Gdzie byłeś? - powiedziałam cicho a łzy zaszkliły się w moich oczach
Ledwo zdążyłam wypowiedzieć te słowa a nareszcie uzyskałam jakąkolwiek odpowiedź.
-A obchodzi Cię to wogóle? Powinnaś się pakować i wyjechać tak jak planowałaś z rodzicami!
-Co ty g...- nie zdążyłam dokończyć
-Wiesz co.. jeśli wiedziałaś o tym od dawna to mogłaś się mną chociaż nie bawić. - powiedział próbując nie płakać
-Przestań! Ja nie chcę tam jechać! Nie bawię się tobą! Co ty wygadujesz?! Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła! - rozpłakałam się
-Nie zmyślaj! Dobrze wiem że miałaś taki zamiar od początku! Przecież musiałaś jakoś odreagować tego całego.. Darka! Czy jak mu tam było.. Jutro się spakuję i wyprowadzę z drugiego domku. W końcu nie będziesz musiała mnie oglądać. Dam ci spokój.
-Ale, Sebastian.. - powiedziałam przez łzy, ale to nic nie dało, wyszedł trzaskając drzwiami
Osunęłam się po ścianie i pogrążyłam w płaczu i smutku. Wiedziałam że nic nie zdołam zrobić bo on jest uparciuchem i trudno mu pojąć coś jak sobie wpoi. Płacząc, nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Obudziłam się we własnym łóżku. Wyłączyłam budzik i miałam ochotę nie wstawać z łóżka. Czułam że brakuje mi sił. 'Kocham go'. Uświadomiłam to sobie. 'Cholernie go kocham.' Wstałam. Musiałam. Włosy tylko rozczesałam, nawet nie spojrzałam w lustro. Ubrałam białe luźne dresy, czarną bokserkę i równie czarną bluzę. Wzięłam torbę z książkami i wyszłam z domu zabierając klucze i wypuszczając psy na dwór. Nawet nie zjadłam ani nie wzięłam śniadania. Wsiadłam do samochodu i dość głośno puściłam rap. Wjechałam na parking i siedziałam w samochodzie. Do pierwszej lekcji miałam prawie godzinę. Oparłam głowę o kierownice i zwyczajnie się popłakałam. Nie miałam już siły.
Spojrzałam na datę na desce rozdzielczej. 8 lutego. Moje urodziny. Również w tym dniu, dzisiaj, chciałam umrzeć. Teraz wszystko przestało się liczyć. Wyciągnęłam i zapaliłam papierosa. Otarłam łzy i wysiadłam z samochodu. Do uszu znów wsadziłam słuchawki a na głowę zarzuciłam kaptur.
Snułam się korytarzami jak zombie. Na lekcjach siedziałam w ostatniej ławce zapatrzona w okno ze słuchawkami w uszach. Maja próbowała ze mną nawiązać kontak ale nic to nie dało.
Po lekcjach, znów zapaliłam w samochodzie. Na domowy podjazd zaparkowałam akurat wtedy kiedy Sebastian wrzucał swoje rzeczy do samochodu. Spojrzał na mnie a ja na niego.
Patrzeliśmy tak chwilę na siebie a potem wsiadł do wozu i odjechał.
Razem z nim odjechało wszystko co mnie cieszyło. Weszłam do kuchni. A tam siedzieli moi rodzice.
-Córcia co się stało? - mama aż otworzyła szeroko oczy
-Jeszcze się pytasz?! Zrujnowaliście mi życie!
-Pakuj się - zarządził tata - Jutro rano wyjeżdżamy.
-Nigdzie z wami nie jadę! Zostaję!
-O nie młoda damo! Póki nie jesteś pełnoletnia.. - nie zdążył dokończyć
-Jestem pełnoletnia ! Jakbyś nie wiedział to dzisiaj jest 8 lutego! Moje 18 urodziny! Proszę bardzo wyprowadzajcie się! Ja zostaję! - powiedziałam i poszłam do pokoju, rzuciłam się na łóżko i znów płakałam. Burczało mi w brzuchu ale to zignorowałam.
Mama weszła do pokoju i siadła na skraju łóżka.
-Córciu, pogadałam z tatą. Możesz tu zostać. Co miesiąc będziemy ci przysyłać pieniądze na utrzymanie tego wszystkiego. Jeśliby Ci brakło masz na koncie trochę pieniążków. Kocham Cię. Wyjeżdżamy rano. Nie będziemy Cię budzić. Ojciec jest zły że nie chcesz jechać, ale ja nie. Chodź tu. - powiedziała i przytuliła mnie, kołysała mnie jak kiedyś. Zasnęłam nawet nie wiem kiedy.
Życie się toczyło. Radziłam sobie z utrzymaniem posiadłości, ale nie ze sobą. Z tygodnia na tydzień było coraz gorzej. Chudłam i mizerniałam w oczach. Jadłam ale mniej niż zwykle. Nie jadłam treściwych pokarmów jak obiad. Damian próbował do mnie dotrzeć, nauczyciele, znajomi. Nic to nie dało. Zamknęłam się w sobie. Nic się nie liczyło. Do szkoły chodziłam bo musiałam, zawalenie roku mi nie groziło. Odzywałam się co jakiś czas, sprawdziany pisałam. Próbowałam jakoś żyć.