Nigdy nie kochałam, ale wiem, że kiedy z Nim rozmawiam wszystko inne się nie liczy. Czas zastyga, sekundy są cudowną wiecznością, a świat jest tylko tłem. Tłem dla Jego słów. Kiedy myślę o Nim napawa mnie radość i smutek jednocześnie. Odczuwam pragnienie Jego obok. Jestem zła. Na Niego że znów go tu nie ma, i na siebie że nie umiem nic z tym zrobić.
Ale też podczas każdej rozmowy w głowie mam pustkę i ciemność. Boje się, że zrobię coś głupiego i ten piękny sen skończy się nagle i okrutnie. Słysząc Jego głos nie wiem co zrobić. Nie umiem odpowiadać logicznie. To zbyt trudne, kiedy ma się przed sobą Ideał. . .
Czy to właśnie to uczucie wielcy poeci nazywają miłością?
[To brzmi tak głupio. Nie da się opisać uczuć. A rys był lepszy w głowie. ]
Ciesze się że nigdy tego nie zobaczysz ;*