mieliście kiedyś taki moment w swoim życiu, że nie mieliścię się do kogo zwrócić ze swoim problemami?
ja teraz właśnie taki mam.
dostonale rozumiem miśka, z którym wczoraj gadałam.
nawet nie wie jak podobną do niego sytuacje mam.
na tym świecie nikomu już nie można ufać.
nawet samemu sobie.
wszystko jest tak niesamowicie chujowe, że trudno to opisać.
wszystko muszę trzymać w sobie bo przecież nie będę byle komu opowiadać o tym co czuję.
a mimo, że mam przyjaciół nie ufam im tak bardzo.
czyli to nie są moi przyjaciele.
po tym, co mnie spotkało nie ufam nikomu.
nikt nie będzie w stanie załatać tej dziury w sercu, którą oboje mi wyrządziliście.
jak mogą tak zachować się przyjaciele?
oni tak się nie zachowują.
przyjaciele nie krzywdzą, nie w taki sposób.
mieliście kiedyś coś takiego, że tęskniliśce za czymś, czego nigdy nie było?
co było tylko w waszej wyobraźni?
albo za gestami dla 2 osoby nic nieznaczącymi?
cholera, życie jest dziwne.
mieliście kiedyś tak, że ktoś młodszy od was tak bardzo zawrócił wam w głowie?
mieliście kiedyś tak, że czuliście się zażenowani tym, że musicię się wyżalać tutaj?
i w ogóle czemu ja tutaj zadaje pytania, skoro nikt tutaj nie wbija.
nie wiem.
potrzebuję trochę zrozumienia i wsparcia, którego nikt mi nie daje.
nikt mi nie zapewnia.
wszyscy patrzą na siebie.
jestem zbyt dobrym człowiekiem, żeby odrzucić kogoś z problemem.
wniosek? zawsze będę dostawać po dupie.
powiem tyle.
świat jest nienormalny a ludzie żyjący na nim są jednym wielkim błędem.