Szczęście jest wszędzie i we wszystkim. Zawarte w każdej rzeczy, myśli, słowie. Jak małe atomy. Wdychamy je, zjadamy, trawimy i wydalamy i od nas zależy, czy przeleci przez nasz organizm, czy zostanie zachowane jak tłuszcz i odłoży się w mózgu jak cellulit. Śmieszne. Może te marszczenia na mózgu to tak naprawdę szczęśliwy cellulit? Zbieramy ich mnóstwo w dzieciństwie i tylko dzięki temu nie widać różnicy między mózgiem Marudy, a Szczęściarza. Ciekawe czy u mnie takie nowe zmarszczki powstają. To chyba jedyne zmarszczki z jakich bym się cieszyła. Ciekawe czy po spotkaniu ze mną moim przyjaciołom też ich przybywa. Chyba nie godzi się dla sprawdzenia rozerwać im czaszki?