Dzień załamania. Dzień słabości.

Widzicie moje grube cielsko. 

To jest po zjedzeniu - jakiś 5 wafli ryżowych , z 6 paluszków krabowych, 3 paczek fitelli (jedno z mlekiem), 3 kawałków chleba ( dwie z pastą jajeczną, jedna z turkiem i ogórkiem) , troche sałaty, koktajl z truskawek z mleka i w srodku troche płatków czekoladowych, garść płatków czekoladowych, migdałów z 2-3 garści, mleka....  JESTEM POJEBANA. 

Wyglądam tu jak 5000 tonowy słoń, w sumie zawsze tak wyglądam. 

Nie wiem , jestem dzisiaj jakaś zamulona. Codziennie rano pierwsze o czym myśle to o tym durnym odchudzaniu. 

Codziennie o tym myślę. 

Nawet w towarzystwie przyjaciółek , przy których kiedyś w ogóle o czasie nie myślałam ,a co dopieo o pochłanianych kaloriach.

Nie wiem , CZEMU JA JESTEM TAKA słaba . 

Do dziewczyn , które nie zaczęły się jeszcze bawić w to głupie odchudzanie i liczenie kcal.. NIE RÓBCIE TEGO. To uzależnia. To jest okropne. 

Chyba nigdy nie będę szczupła. Chyba nigdy nie będę mogła pokazać się w stroju kąpielowym.

Mój brzuch jest spoko , ale tylko jak leżę. Jak stoje to jest OKROPNY I FUJ. 

Czemu teraz ,gdy myślę ,że coś mnie może uszczęśliwić to jest tylko PASEK CZEKOLADY ? Czemu mam na ta okropną ochotę ? 

Czemu nie pamięam smaku mojej ulubionej kawowo mlecznej czekolady ? 

Wiecie co ? Lepiej już było jak ważyłam to 5-6 kg więcej, ale czułam się dorbze w swoim ciele. Nie myślałam o tym jaka jestem gruba..

Chciałabym umiec schudnąć . Niby chcę jeszcze 4-5 kg, a na prawde to wiem ,że nadal będę wyglądać okropnie. Nigdy nie schudnę. Nawet tych 5 kg. 

Nie no nie wiem. Ciekawe. Chciałabym do 6 czerwca schudnąć to 4  kg ,ale czy to jest możliwe ? Przecież nie mam nawet miesiąca.