Siemanko
nie bedę dziś pisała wiele znów małe opowiadanko
Jeden, jedyny, różowy krokus.Był jesienny ranek. Niedawno przeprowadziliśmy się z mężem do naszego pierwszego własnego domu. Dzieci rozpakowywały się na piętrze, a ja patrzyłam przez okno na trawnik. Zastanawiałam się, co też robi tam mój tata. Rodzice mieszkali niedaleko i już nieraz nas odwiedzali.- Co ty tam kombinujesz? - zawołałam. Spojrzał do góry i się uśmiechnął.- To niespodzianka. Dla ciebie.Znając tatę, wiedziałam, że można wszystkiego się spodziewać. Umiał zrobić coś z niczego.Kiedy byliśmy mali, zbudował dla nas dżunglę do ćwiczeń z różnych kół i bloczków połączonych linami. Na jedno z moich przyjęć w święto Halloween zmajstrował elektryczną dynię na kiju od szczotki.Kiedy goście zbliżali się do naszych drzwi, włączał urządzenie i z krzaków wyskakiwała na nich świecąca dynia.Tego dnia tata nie chciał przede mną uchylić rąbka tajemnicy, natomiast ja, zajęta urządzaniem się na nowym miejscu, zupełnie zapomniałam o jego niespodziance.Aż do marca. Spojrzałam wtedy przez okno. Szaro. Smutno. Ponuro. Na trawniku przed domem resztki brudnego śniegu.Czy ta zima nigdy już się nie skończy? I nagle... odniosłam wrażenie, że coś różowego przebija się przez zmarzniętą ziemię. Czy to jakiś dar niebios, malutka szczypta optymizmu pośród tej szarugi? Złapałam palto i pognałam przed dom Zobaczyłam krokusy, przemyślnie posadzone na trawniku przed domem. Liliowe, niebieskie, żółte i moje ulubione - różowe - maleńkie kwiatki smagane zimnym wiatrem.Tata. Uśmiechnęłam się na wspomnienie, jak to w tajemnicy sadził cebulki jesienią. Wiedział, jak bardzo przygnębia mnie zimowa ciemność i słota.Czy mógł mi sprawić większą niespodziankę? Szczęściara ze mnie - i nie chodziło tylko o kwiaty, ale przede wszystkim o to, że mam takiego ojca. Krokusy taty zakwitały co wiosnę przez następnych kilka lat. Za każdym razem dodawały mi otuchy: Będzie lepiej, trzymaj się, niedługo zaświeci słońce.Potem nadeszła wiosna, kiedy tylko połowa kwiatów zakwitła. W następnym roku krokusów już nie było.Tęskniłam za nimi, ale marna ze mnie ogrodniczka. Miałam zamiar poprosić tatę, żeby posadził mi nowe. Ale jakoś się nie złożyło.Umarł nagle w październiku. Cała rodzina rozpaczała. Wiara dodawała nam sił, żeby to jakoś przetrwać. Strasznie mi taty brakowało, choć wiedziałam, że - zawsze będzie z nami.Pewnego posępnego popołudnia na wiosnę ogarnął mnie straszny smutek. To przez tę zimę - pomyślałam. Tak jest roku co roku. Chemia. Jednak chyba nie tylko. Tego dnia przypadały urodziny taty i znowu o nim myślałam.Nic takiego, mówiliśmy o nim często. Żył w zgodzie ze swoją wiarą.
Komentujcie