photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 31 GRUDNIA 2013

Yeah.

Czuję się strasznie pusty w środku. Ta najważniejsza część mnie, rdzeń wszystkiego, który daje energię sprawom po brzegach, po prostu.. Nie wiem, co się konkretnego z nim stało, ale nie ma go na swoim miejscu. Trochę tak jakbym go podduszał, a on czasami, ale coraz rzadziej się przed tym bronił. Nie chcę go zabijać, ale jestem niemal zmuszany do tego okropnego podduszania, przez które trudno mi czasem oddychać. I ten oddech staje się coraz płytszy. Nie, nie grozi mi śmierć. Bardziej wegetacja. Mechaniczne wykonywanie czynności, brak sprzeciwu na sprawy, które kiedyś były dla mnie maksymalnie nie do przyjęcia.

I również przez to teraz mam o wiele mniej głębokich emocji. Zarówno pozytywnych jak i negatywnych. Już prawie wcale nie wpadam w złość. We frustrację owszem, ale to też ona dotyczy głównie moich zachowań, już prawie wcale cudzych. Dzisiaj jednak taka prawdziwa złość mnie dopadła. To chyba najbardziej mnie męczy, że muszę zaduszać w sobie sprzeciw w stosunku do spraw, które niszczą człowieka. Piotrek to ktoś, kogo obchodzi drugi człowiek. To się nigdy nie zmieni.

Oczywiście, szybko tę złość opanowałem. Już nie daję jej panować nad sobą i się rozprzestrzeniać.

To jeden z moich sukcesów, które wypracowałem w tym roku.

 

Wiem, podsumowania są do dupy, sam ich nie lubię. Rzygam już podsumowaniami wszystkiego, co istnieje w necie. No, ale jednak zrobię własne, krótkie. Krótkie, bo moje życie to pasmo wiecznych, coraz bardziej spektakularnych i coraz szybszych porażek.

Jasne, niektórzy mogą uznać za sukces przebywanie na studiach i dobre oceny na nich. Ja rzecz jasna uważam to wszystko za wielkie nic. Wręcz cos na minusie, coś co tylko marnuje mi czas. No, ale skoro mam do wyboru mega marnowanie czasu i mniejsze, to wybieram to drugie. Whatever.

No skoro zaczynam od porażek, to mam jeszcze jedną, największą (patrząc na mój system wartości). Nie mam najmniejszej ochoty tutaj jej opisywać, bo pewnie każdy wie o jaką porażkę mi chodzi. Nie ma nawet jednej godziny w ciągu jakiegokolwiek dnia by mnie to nie kopało i nie dręczyło. Tym większa jest to porażka, że włożyłem w starania wszystkie swoje siły, nawet te, które miały być na zawsze niedostępne. Muszę też dodac, że jak to u mnie - im więcej starań, tym upadek boleśniejszy. 

Dlatego też teraz przechodzę do moich sukcesów, bo jeśli chodzi o dziedzinę wymarłą dla większości, czyli  samodoskonalenie się, to idzie mi naprawdę fajnie.

Jest fajnie, bo pokonałem w sobie już niemal wszystkie moje największe bolączki.

Są to:

- złość: wywołana zazdrością lub bólem lub frustracją

- egoizm - jest go zdecydowanie mniej niż rok temu; 

- stalking - nie przeczytałem ani jednego zdania rozmów z przeszłości, które odbywałem z Dominiką. Ponieważ zdaję sobie sprawę jak niesamowicie pojebany wtedy byłem, jak bardzo mogła czuć się przeze mnie ograniczana i obserwowana. Jak o tym myślę, to mam ochotę leżec karnie krzyżem przez najbliższe tysiąc lat

- rozpacz - ta nadal oczywiście występuje, ale trwa dziesiątki razy krócej; bardzo rzadko daję się jej ponieść, zazwyczaj szybko szukam źródła, które może mi poprawić humor

- troska - tak, to nie jest żadna bolączka.. jednak dla niektórych jest "utrapieniem", dlatego już nie zwracam ludziom uwagi, gdy robią coś, co ich krzywdzi. Nie dlatego, że mnie to nie obchodzi albo tego nie zauważam. Cały czas widzę wszystko.. po prostu wiem, że nie mam żadnej mocy sprawczej, żadnej mocy przekonywania by ktoś skończył się wyniszczać. Odpuściłem. A ja nienawidzę odpuszczać - całym sercem, dlatego to tak trudne do osiągnięcia

- płacz - jak płaczę, to bardzo krótko. W pewnym momencie wkurzam się sam na swoją słabość i strzelam się z liścia. Zawsze pomaga, serio.

- brak akceptacji - to akurat jest mocno wybiórcze, bo chodzi mi tutaj o akceptację ludzi takimi jacy są (oczywiscie dalej nie akceptuję braku szacunku, czy poniżania) ; Oczywiście mowa tu o osobach, na których mi zależy szczególnie. Już na siłę ich nie staram się zmienić, nie powtarzam jak mantrę tych samych rzeczy. Zrozumiałem, że albo akceptacja albo pożegnanie. Piękny paradoks się  tu rodzi, bo nikt mnie tak nie traktuje a ja staram się tak straktować innych..

- samotność - niemal o tym zapomniałem a to już o całym tym aspekcie świetnie świadczy. Już nie płakusiam, jak spędzam wieczór i noc sam. Już nie płakusiam, bo nie ma tych rozmów o 1-3 w nocy. Już nie płakusiam, że rozmawiam z maksymalnie 2 osobami dziennie. Wręczz przeciwnie. Lubię to. To duża swoboda, spora wolność. Nie jestem już aż tak uzależniony od obecności innych, nie błagam już na kolanach o ich uwagę. Nie piszę desperacko do kogokolwiek, bo czuję że się bez tego rozpadnę. Czasem nawet po godzinie rozmowy na skype mam dość. Kiedyś błągałbym rozmówczynię, by się nie rozłączała. Teraz, czasami, wręcz podtrzymuję rozmowę dla samego zachowania kultury osobistej, dla szacunku do drugiej osoby. Nie z własnej potrzeby. To chyba były moje niemal największe kajdany, jakie miałem na sobie.

 

Ok i żeby nie było tyle lukru, to zakończę moimi trzema największymi wewnętrznymi porażkami.. Albo inaczej. Trzema moimi charakterystycznymi cechami, których wciąż nie umiem wyplenić. I powoli tracę nadzieję, że to się kiedykolwiek zmieni:

- miłość - jestem ciekaw kiedy nauczę się odkochiwać bez konieczności zakochania się ponownie.. Bo jak wiadomo, nic innego na mnie nie działa. Pewnie nawet podpalenie żywcem i codzienne podtapianie by nie pomogło.

- tęsknota - podobnie jak wyżej. Tęsknota za czymś, co minęło bezpowrotnie powinna być moją wizytówką.

Coś w stylu "Hej, jestem Piotrek. Pamiętaj, że jeśli nasza relacja zajdzie zbyt daleko, to ja nigdy cię nie zapomnę i będę za tobą tęsknic po wsze czasy, więc jeśli nie chcesz mi zdewastować do końca psychiki - z łaski swej bądź odpowiedzialna za to, co oswajasz". 

- zapomnienie - wiecznie się zadręczam. Potrafię godzinami przypominać sobie wszystkie upokarzające rzeczy, które spotkały mnie w przeciągu ostatnich miesięcy. Wszystkie niedotrzymane obietnice, wszystkie słowa, które okazały się kłamstwem a na koniec jeszcze doprawiam wszystko kopniakiem pt. 'to wszystko minęło i nigdy nie wróci a ty znów myślałeś, że szczęście trwa wiecznie IDIOTO'

 

 

I co? To chyba tyle. Niczego sobie nie życzę. Nowy rok nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Dalej po prostu będę robić swoje.

Cały czas skupiam się na byciu sobą, bo to jest w życiu najważniejsze. To i ukochana osoba.

Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika kibosuru.

Informacje o kibosuru


Inni zdjęcia: Za lepszy kraj.. calaja90Pół roku! tezawszezleO zachodzie slaw300Na fali bluebird11Body positive. o1laŁadnie tu. o1laW poniedziałek nie odbieram jexhanaJa nacka89cwaJa nacka89cwaTitle quen