Pewnie będziemy użalać się nad naszym kościerskim dzieciństwem, a po pewnym czasie przestaniemy. To było nasze ziarno goryczy. Teraz pora na "ociekanie zajebistością", dlatego nie będziemy się przejmować aż tak. Niech to będzie odwyk pod wpływem psychodelicznych środków jak młodość, beztroska i marzenia. A sny... niech przyjdą wraz z kolorowym wiatrem, melodią oraz księżycem. Będę miały własną duszę, dziwną i pokręconą, ale jakże wolną. Słońce obudzi nas swym rożnobarwnym refleksem, ale nie pozbawi nas tych snów. Nocą wypuszczamy w powietrze lampiony, świecące pomarańczowym blaskiem. Patrzymy, jak mieszają się z gwiazdami zachwycone swym losem. Obserwujemy, jak wzlatują coraz wyżej i wyżej, a potem znikają, pozostawiając niewielką obietnicę i kolejne niemałe marzenia i wątpliwości.
Przed chwilą włożyłyśmy na głowę wianki z polnych kwiatów. Czujemy się w nich jak następca Małego Księcia i Róży. W półmroku biegniemy przez łany zbóż tak szalenie (ale nigdy, nigdy głupio) szczęśliwe. Ale... ale jeśli to się nie spełni? Przecież musi. To prawie jak przeznaczenie. My będziemy wciąż żyć a nie zwyczajnie egzystować. Biec, śnić i żyć. Będziemy biec gotowe w każdej chwili, by lecieć niebem błękitnych jaskółek.