Zdjęcie sprzed półtorej roku :] ale wiąże z nim pozytywne wspomnienia. Jako odskocznia od deptania kapusty pojechaliśmy sobie towarzyskie zawody i muszę powiedzieć, że naprawdę dobrze się bawiliśmy. Przejazd na zero, ale nie oszukujmy się, te wysokości to ja sama na nogach przeskoczę ;) choć technicznie lubię ten przejazd i sądze, że mam złotego konia. Za to strasznie tęsknie za tą stajnią, za atmosferą takich towarzyskich zawodów, gdzie każdy każdemu poda ręke, a po konkursach (bez wzgledu na wynik) jest wielkie ognisko i siedzi się do późnycg godzin. To niesamowite, że w mojej obecnej stajni jestem już drugi rok, a mało kogo znam z imienia.
Choć oczywiście są plusy ośrodka molocha, przede wszystkim hala. Kary ostatnio przechodzi sam siebie, macha nóżkami, ślini się i stara się wykonywać wszystkie moje komendy. Nigdy nie przypuszczałam, że na koniu kupionym od rolnika będe się tak wozić. Co prawda w czwartek nastąpiło już chyba delikatne przemęczenie i musieliśmy spuścić z tonu i trochę pobujać się po hali, to w piątek znowu rzeźbiliśmy. Potem w piątek wsiadłam na zachwycającego ogiera (ostatnio zdobył 4 m. na I czempionacie w wolnych skokach). Koń jest pod siodłem może dwa miesiące, ale jak na ogiera, jeździ się na nim naprawdę przyjemnie.
Ostatnio naprawdę sporo koni ląduje pod moim tyłkiem, z czego bardzo się cieszę, bo bałam się, że jeszcze trochę a będe wagowo wyglądać jak moja kluseczka :P
Jak zawsze w weekend wybrałam się na prowadzenie "treningów" do Bukowa. Nie mam słów, zazdroszczę niektórym ludzią, że potrafią w tak krótkim czasie robić takie postępy, choć oczywiście jestem dumna też z tego, że zmiany są osiągnięte także dzięki moim wskazówką