ukradzione zdjęcie z soboty. Chyba było przerost-formy-nad-treścią. Bawiłam się dobrze, jak widać na załączonym obrazku. O wszelakich wypadkach i przypadkach pomilczmy na forum. Bez makijażu- bez ułożonych włosów- bez przygotowania- przebrania, bo spontanicznie? Nawet bez zamienienia słowa z jakąkolwiek kobietą. (i tak wygrywam, bo mam cycki- hasłem wieczoru). Ze spotkaniami o 4.3 na 'nocnym', z tańczeniem, lewitowaniem, piwem za dekoltem, macaniem beżowych ubranek i z tym wszystkim. I z niedzielą w łóżku.
a ja ostatnio balansuje między piekłem i ziemią z sms-ami na które nie odpisuję. I telefonami, których nie odbieram. Nie robię, nie dziś, bo jestem zestandaryzowana. (czytaj- wściekła na cały świat). Status ontologiczny mi spada. Tak samo jak ciśnienie. Zakochałabym się w moim alter-ego, gdyby tylko mogło istnieć. Ale co istnieje? Ja, Ty, a może tylko między nami relacja? Zorientowałam się, że przytyłam, a co mi tam, od czasu do czasu można zaszaleć!
A teraz słowo daję, zakopię się w czeluściach średniowiecza! W pieśni o Rolandzie i w kronikach Kadłubka. A potem postaram się spotkać księcia z bajki co z konia białego spadł. A po Duchampie może być tylko portret niewidzialny? (nie, to nie moje, to ten Pan co narysowałam mój niewidzialny portret na białym pudełku, na kolanie, moim niedziałającym długopisem, podczas odśpiewywania pieśni, a może to było coś innego?)