Z dzisiejszej małej fiesty u Enrique.
Ach, śpiewaliśmy piosenki meksykańsko-hiszpańskie, jedliśmy dulce de leche i oczywiście spiewalismy Besame mucho :D :D Trzy lata kursu....juz niedlugo skończy się ta sielanka, chociaż chcialabym zawsze chodzic na jego lekcje, jest najlepszym profesorem jakiego znam.Z nim nawet subjuntivo nie jest straszne.A czas przeszly???? No ba, jak mozna tego nie lubic, przez 3 lata tortur w czasie przeszlym, to już jest we mnie czy tego chce czy nie. Ma taka swoją jedyną, unikalną metode nauczania przez śmiech hehe, nie mamy zadnych książek oprócz obrazkowych historyjek.Gadamy duuuzo, nigdy po polsku.
Nawet gdy bardzo jestem zmęczona po całym dniu, przez 3 lata jego kursu opusciłam lekcje moze z 3 razy, w nagłych wypadkach :D Prawie zawsze przygotowana do lekcji :D Z wyjątkami, w ktorych się czasem kompromituje, ale on mi to wybacza.Wszystko wybacza. Fiestas z nim i moją grupą to istna przyjemność.
W pewnien sposób te lekcje są częścią mnie. Zawsze wychodzę uśmiechnieta z jego lekcji, Enrique potrafi być aktorem, spiewakiem, polakiem wszystko w jednym.Przy jednym argentyńskim temperamencie :D Imponuje mnie jego radość z życia i otwartośc. Te lekcje dały mi bardzo dużo, nie tylko język hiszpański, którym się zachwyciłam, ale również świetną zabawe i wspaniałego nauczyciela, który na zawsze pozostanie w moim sercu.