Znowu zaczełam Was zaniedbywać. To jakiś skandal, co? No ale juz, juz, spokojnie. Nadrabiamy...
W zeszła sobote zawitałam w Polsce...
I wiecie co wam powiem?
Nie zaluje ani sekundy tego pobytu, był on tak zajebisty jak planowalam, i nic go nie spiedzielilo. Chlopcy przyjechali, i było ultra. A potem? ON! Kazdy dzien, kazda godzina : zostana w mojej pamieci na dlugo. To niesamowite uczucie, to szczescie. Nawet gdy nadchodzil smutek, bylo zajebiscie, bo bylam z nimi.
DARU! (jest moim swiatem, nie wyobrazam sobie zycia bez niej! 39 dni!)
KAJA! (uwieelbiam spedzac z nia czas, jest po prostu utra genialna! 39 dni!)
ON! MÓJ!(kocham Go, a jak! 39 dni!)
A tutaj juz tlumacze powyższe 39 dni... lece wtedy znów na teren polski. tydzien z MOIMI WARIATAMI!
Czuje sie ultra zdemoralizowana po tych wyjazdach, ale juz dawno od nich sie uzaleznilam. I co ja mam zrobic.
KOCHAM ZYCIE, UWIELBIAM, UBÓSTWIAM!
zeby wszystko układało się tak zajebiscie.
Uwielbiam zycie.
Ciao.