Któregoś dnia, przy kolacji, korona spadła jej z głowy.
Po raz pierwszy w życiu poczuła Nic. Zaś Wszystko leżało u jej stóp. Z migoczącymi diamentami u podstawy. Zapadła cisza. Królewna nie była głupia. Wiedziała, że jeśli korona była Wszystkim, to w tym momencie ona stała się Niczym. Coś w niej drgnęło. I to Coś zagościło po środku jej hierarchii.
Zainspirowana tym przypadkowym odkryciem postanowiła wartościować rzeczy według tych trzech pojęć. Nic. Coś. Wszystko. Podniosła koronę i założyła ją na głowę siedzącemu obok królewiczowi. Od tej pory stał się dla niej Wszystkim. Nic zniknęło z horyzontu, a na jego miejscu pojawiło się Coś. Nie było ono Nią, nie było ono Nim. Po prostu było. Nic nie mogło na to poradzić. Tym bardziej Wszystko.
Pogodzili się zatem z faktem, że to Coś, co zaiskrzyło między nimi jest ważniejsze od czegokolwiek innego.
Tym sposobem w ciągu jednego wieczoru Wszystko stało się Niczym, a Nic Wszystkim, powstało Coś z Niczego i Wszystko z Czegoś.
Nie dlatego, że na początku był chaos, ale dlatego, że to był początek chaosu.
I żyli długo i szczęśliwie.