Hej. Dawno mnie tu nie było, za co oczywiście was przepraszam. Myślicie sobie po co jej ten blog skoro pojawia się i znika? Naprawdę uwierzcie moje życie jest nieco "szalone" na swój sposób i ciągle coś się dzieję. Jak nie kłotnie z chłopakiem to z przyjaciółmi to jeszcze spiny w domu i lipa w szkole. Wakacje tuż tuż a więc może będę miała więcej wolnego czasu. Albo i nie bo miesiąc wakcji przepracuję. Z jednej strony dobrze bo kaska wpadnie ale z drugiej wolałabym sobie pospać. ;)
A więc do rzeczy, jak zauważyliście zawsze zdj jest powiązane z tematem. ŻYLETKA tak to dzisiejszy temat, ale także inne rodzaje AUTOAGRESJI i SAMOOKALECZANIA się ( nie tylko fizycznego ale też psychicznego ).
Niestety w moim przypadku "przygodę" z żyletką zaczełam wcześnie, stanowczo za wcześnie. Miałam jakieś 13 lat.. Wiem pomyślicie sobie kolejna małolata chcąca poszpanować bliznami. Ale wcale tak nie jest.
Zacznę od początku. A więc najpierw wbijałam sobie tylko cyrkel w rękę na lekcjach, z nudów, ciekawości. Potem doszło "grawerowanie" inicjałów mojej pierwszej miłości. Potem pierwsze "poważne" załamki i weszła w ruch żyletka. A co mi tam - myślałam wtedy i delikatnie pociągałam ostrzem po ręku. Małe ślady były dla mnie chyba niczym skoro odważyłam się na mocniejsze i drastyczniejsze. Spodobało mi się. Te uczucie kiedy złość i smutek rozrywa, nic nie pomaga. Żyleta do ręki i tworzyłam dzieło, z ręki lała się krew a ze mnie uciekały wszystkie złe emocje. Czułam ulgę. Aż tak mi z tym było dobrze, że robiłam to za jakiś czas nałogowo. Kiedy brakowało mi miejsca na nadgarstku przenosiłam się na bark lub nogi.. Jakie skutki? Popadłam w tą pieprzoną chorobę bo jak można to inaczej nazawać? Kiedy sama zadaję sobie świadomie ból fizyczny aby zatracić ból psychiczny? Właśnie. Robiłam to codziennie. Dziś dopiero po kilku latach mogę powiedzieć, że po woli z tego wychodzę lecz nie do końca. Teraz robię to tylko wtedy gdy jest naprawdę źle. Mam pełno blizn na ciele. Nienawidzę gdy ktoś pyta "ciełaś się?". Myślę sobie wtedy "nie, kurwa kot mnie podrapał". Szczerze wam mówię przygoda z żyletką to ZŁO, nie ma co próbować bo to dopiero początek "odreagowania stresu".. Potrafiłam kiedyś uderzać głową w ścianę kiedy nie miałam nic ostrego przy sobie, kopać, rzucać czym popadnie. Dziś "wyrosłam" z tego. Jedyne co mi zostało to ślady na ciele i w psychice, którą na własne życzenie spieprzyłam będąc małolatą szukającą pocieszenia tam gdzie go nie było, zamiast porozmawiać z kimś o swoich problemach. Dalej mam takie odruchy, żeby zadać sobie ból, jakąś krzywdę sobie zrobić, dać karę gdy zrobię coś złego. Np, gdy się odchudzam i zjem za dużo od razu biegnę do łazienki by zwymiotować. Nie to nie choroba bulimia czy coś tam, to skutki tego co zrobiła ze mną żyletka. To ona z mojej głowy zrobiła totalny pierdolnik.
Proszę was nie zaczynajcie tego, to najgorsze zło jakie może być. Dziś widząc swoje koleżanki z pociętymi rękoma nie prawię im morałów po co to robią ale mówię im, że kiedyś będą tego żałować jeśli stracą nad tym kontrolę.
Inni użytkownicy: sandipandi987wirthualnajulaaopmlodyykrkvikas90kuba16vmarysiajaninamalina420ogtomuniolalusiek123
Inni zdjęcia: Przy stawie żółwi nacka89cwaZ misiem ;* nacka89cwaJa nacka89cwaWiosna 2025r. rafal1589... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24