Mamy wiek XXI, do muzyki dostęp ma każdy. Tu się coś ściągnie, tam się coś przesłucha, wszędzie pełno nowych pomysłów, nurtów. Jedne lepsze inne gorsze, ale wszystkie trwają w świadomości internetowej duszy i bezproblemowo zarażają swoją tandetą lub oczarowują bethovenowską harmonią. Pytanie tylko jak można się odnaleźć w całym tym bałaganie zaśmieconym poprzez pseudogwiazki kreowane przez Goliata czasów współczesnych, bardziej znanego jako media masowe.
Częściowo mój problem polega na tym, że uważam, że to, czego się słucha jest w jakiś tam sposób odzwierciedleniem duszy człowieka, jego nastroju, poglądów i upodobań. Spoglądając na sprawę pobieżnie wszystko wygląda prosto: punk rock bunt, disco polo tandeta, heavy metal niekończące się zło, itd. Stereotypy stereotypami pozostaną, tylko w tym momencie należy napisać duże ALE. Znajdując się po różnej stronie barykady możemy przyjąć najróżniejszy system wartości i postępowania. Trzeba to ująć w ocenianiu czegokolwiek, śmiem nawet powiedzieć, że pominięcie tego aspektu pogwałciłoby wszelakie normy poglądów społecznych, o których wolność namiętnie toczy się niekończące się spory. Tylko jak można mówić o samoistnym kształtowaniu się, skoro z większością muzyki mamy styczność poprzez Internet. Wiadomym jest, że czają się tam setki tysięcy idiotów czekających tylko na dobrą okazję, żeby coś zanegować. Nie oszukujmy się, czysty debilizm płynący z wypowiedzi internautów nie daje żadnej pozytywnej opinii, przynajmniej mojej, na temat obiektywizmu czegokolwiek umieszczonego w sieci. Mając dostęp do wniosków innych, chociażby na temat danego zespołu, na ich podstawie kształtujemy sobie obraz tego, co możemy od niego oczekiwać. Tym samym, nie mając na to wpływu, jesteśmy zmieniani przez zdanie kogoś innego. Czy to brzmi jak zabicie indywidualizmu? Cechy pożądanej w erze komercyjności, chińskiej tandety
i wszechobecnego kitu.
Prosta rzecz, wyobraźmy sobie nagły wybuch i powrót ery disco-polo. Dresiki, koszule w kratę, jaskrawe kolory, tandetne adidaski, proste teksty o miłości, majteczki w kropeczki, i inne typowe cechy tego nurtu. Jak zawsze, fala zaczyna się od kilku osób, potem rozprzestrzenia się na większą grupę i nagle ktoś, kto był autsajderem w swoich poczynaniach i poglądach staje się jednym
z wielu. Indywidualizm ginie.
Jak w każdym przypadku istnieje skromna grupa osób utrzymująca swoje przekonania. To tych współczesnych konserwatystów (co aż śmiesznie brzmi w odniesieniu do ery reklam) pociąga w muzyce jakość i odniesienie tego do samego siebie. Pozostali to tylko bezkształtne, kierujące się tylko szałem i błyskiem istotki dążące w stronę pseudoindywidualizmu wieku XXI. Mam tylko gorącą prośbę, nie poszerzajcie grupy zaborczych, którzy odbierają dźwięki całym sobą, bo wtedy i ja zginę w szarej masie nałogowego dążenia do bycia lepszym.
może i krótkie, może i głupie.