Leżąc na pięterku w domku w Przewięzi.Palące słońce z silnym wiatrem na zmianę. Przed domkiem ekipa śmieje się z czyjegoś tekstu. Ja , natchniona weną łapię się za długopiś i piszę ledwo wyraźnie. :
Zmieniłam się nie do poznania. Zaczynam głęboko rozważać pojęcie ''nowe życie'' . Ostatnie dni spędziłam w Przewięzi w starych małych domkach razem z Olą , Piotrkiem i innymi mniej znanymi mi znajomymi. Jednak podczas tych trzech dni zdążyłam się z nimi zakumplować i poznać ich przyzwyczajenia. W takich miejscach jak tu szukałam chwili ukojenia , kilku nowych myśli , paru informacji o sobie. Zauważyłam drastyczne zmiany w moim charakterze. Robię się miękka. Bycie twardą już albo mnie znudziło , albo mi zwyczajnie nie wychodzi. I denerwuje mnie okropnie, że stare życie ciągnie się za mną jak makaron z zupki za 1,50 zł . Patrzę na błędy przeszłości i popadam w paranoję. Z jednej strony nie żałuję. Gdybym wiedziała, jak to wszystko będzie wyglądać, nie postępowałabym w ten sposób. Czuję się nie warta nic , brzydka i zrezygnowana w walce o nowy wizerunek . Moje nowe życie ? To zawsze życie dziewczyny z tylnego siedzenia. Bez odwalania starych motywów. Nudne , ale z korzyścią dla zszarganej psychiki . Chyba od marca nie dawałam sobie żadnych czystych kartek. Niczego nie spierdoliłam czy nauczyłam się żyć z własnymi błędami ? Zacząć je akceptować to 1 krok do wyleczenia. Mam ochotę spróbować czegoś nowego. Mam ochotę na spokój, na przyzwyczajenie i na zaufanie przede wszystkim. Komu ufać ? Nie wiem. Z tym mam problem od niedawna. Jakkolwiek by nie było, zawsze czuję, że może być lepiej. Chyba tylko po śmierci nie będę czuła niedosytu emocjonalnego .