Dzień dobry, Motyki moje ;*
Czuję się fatalnie, przez ten cholerny okres ledwo się na uczelnię wygrzebałam. Brzuch od wczoraj boli mnie niemiłosiernie, caly czas na tabletkach jadę. No i jeszcze leci ze mnie jak z kranu, przepraszam za szczerą obrazowość.
Starałam się jakoś trzymać z jedzeniem, ale cóż, muszę odżywiać się normalnie podczas okresu, bo już kilka razy wylądowałam w szpitalu przez wycieńczenie organizmu właśnie przez niejedzenie w czasie okresu. Za duże ryzyko. Wolę odpuścić ścisłą dietę na trzy, cztery dni, niż kombinować przez tydzień w szpitalu, jak sie wymigać od posiłków. Z racji bólu pozwalam sobie na grzeszki, ale staram się kontrolować.
Bilans wczoraj:
Śn: ciemna bułka z twarożkiem.
II śn: dwa kawałki chrupkiego pieczywa z odrobiną masła i serem żółtym.
O: dwa jajka na miękko + kromka chleba (białego, ciemny "wyszedł")
K: deser czekoladowy z Biedronki. (ten taki czekoladowy bardziew jogurtowopodobny z bitą śmietaną)
Grzechy: dwa paski czekolady, soczek multiwitamina.
Bilans dziś:
Śn: z braku czasu - brak.
II śn: dwie kanapki ciemnego chleba z ogórkiem
Obiad: w sumie brak. Pączek z czekoladą, ale to grzech, nie obiad.
K: nie planuję, nie jestem głodna. Ewentualnie, herbata zielona.
Grzechy: wymieniony pączek, trochę orzeszków ziemnych, 7Day's.
Jeszcze jutro "trudny" ze względów bólowych dzień, do pojutrze pozwalam sobie jeśc "normalnie". IOd czwartku powrót do diety. Nie bedzie trudno, w piątek zaczynają mi się egzaminy, więc nerwy mi nie pozwolą na jedzenie.
Trzymajcie się kochane ;* Chudości ;*