A czy Ty zacząłeś już uciekać?
Gruchot trząsł się niemiłosiernie, ledwo trzymając się oblodzonej drogi. Mimo iż GAZ-51 liczył sobie około dekady, to srogie warunki klimatyczne odcisnęły na nim wyraźny ślad. Szron, który malowniczo wgryzł się w przednią szybę, był tylko dopełnieniem zimowej scenerii. Popękane lusterko wsteczne traciło z oczu budynek, w którym prócz trupów Siemionow zostawił niemiłe wspomnienia. Pedał gazu wciśnięty do podłogi ponaglał starą wojskową furgonetkę. Towarzysz wyciskał z wiernego radzieckiego sprzętu siódme poty, więc ryk silnika był wręcz ogłuszający. Mijane za oknem oblodzone drzewa, zwieszały smutno gałęzie nad drogą, tworząc szpaler, pod którym przemykał się uciekający generał. Jakby zasmucone jego haniebnym odwrotem z pola walki, przygniecione warstwami zimy, drzewa znikały jedno za drugim, rozmywając się za za przezroczystą taflą. Droga byłą wyboista, dziury zasypane śniegiem pozamarzały, tworząc śmiertelne pułapki. Wystarczyło choć zahaczyć o taką, by stracić panowanie nad pojazdem. Siemionow zaś, chciał tylko jak najszybciej wydostać się z tego piekła, więc lawirował między cudacznymi tworami Babuszki Zimy, kręcąc wielką kierownicą. Wyślizgana skóra przymarzała mu do dłoni, swoje wysłużone rękawiczki zgubił gdzieś w budynku, pewnie podczas upadku ze schodów. Zerknął tylko czy Kalashenko jest na miejscu, by się upewnić. Z nim czuł się bezpiecznie, oddalając się, byle dalej od tej kaźni, w akompaniamencie potępieńczego wycia silnika. Nie usłyszał więc jak Witek, zrywa się za nim i wskakuje do ciężarówki. Nie usłyszał również jak pęka jej brezentowe pokrycie, gdy chłopak toruje sobie drogę do swojej ofiary. Wreszcie nie usłyszał człapania pod dachu kabiny. Za to usłyszał i nawet zobaczył jak potwór, z ziejącym zamiast oka otworem, ląduje na masce i rzuca się prosto na niego. Gdyby nie gwałtowne połączenie hamulca i przedniej szyby, takie spotkanie mogło by zakończyć się dość nieprzyjemnie. A tak Witek najpierw spotkał się bliżej z wytworem firmy GAZ, a w kolejnej sekundzie wyleciał niczym wystrzelony z procy.
Radziecka konstrukcja, zniosła to dość dzielnie, w przeciwieństwie do napastnika. Ten bowiem zbierał się ciężko ze śniegu, kilkanaście metrów dalej. Kończyny zwisały mu bezwładnie, ze szczęki kapała krew, lecz nie ofiary, a jego własna. Całości tego rozpaczliwego obrazka dopełniała tylko dziura wylotowa po pocisku, przez którą można było pooglądać wijącą się dalej drogę. Silnik zawył przeciągle gdy dowódca CR wcisnął gaz do samej podłogi. - Ciekawe jak po tym się podniesiesz - Ciężarówka ruszyła ciężko, lecz gdy koła złapały przyczepność wyrwała naprzód niczym rozpędzony głaz, którego nie da się już zatrzymać. Generał przez całą drogę jechał ostrożnie, znając zdradzieckie możliwości okolicznych dróg. Jednak teraz zaślepiony gniewem, chciał po prostu zmieść wroga z powierzchni ziemi. Gdy przednie koło wpadło w dziurę, był zaskoczony. Później wypadki potoczyły się błyskawicznie. Tył pojazdu w szalonym piruecie zawirował Witkowi tuż przed nosem, gdy GAZ minął go sunąc wprost w rosnące przy drodze drzewa. Wciśnięty odruchowo hamulec, tylko pogorszył sprawę. Tylne koło wpadło w kolejną dziurę, na tyle głęboką, że zablokowało się zupełnie. Jednak rozpędzony swą masą pojazd wcale się nie zatrzymał. Nagłe szarpniecie zachwiało nim, by następnie powalić kolosa na bok. Brezent pękał z trzaskiem, wyrwane koło wystrzeliło w powietrze, a kabina z hukiem uderzyła w najbliższe drzewo, zmieniając je w kupkę wykałaczek.
Ostatnie co przeszło przez myśl Siemionowowi zanim stracił przytomność, to fakt, że może obudzić się z dużym apetytem na nowe doznania kulinarne. Najlepiej ciepłe i krwawiące...
Ps. Nastał dobry dzień. W końcu mam malutkie zapasy tekstów do wstawienia, więc jak będziecie się upominać to mogą być odrobinę częściej. Plan jest w sumie taki, by aktualizacje pojawiały się raz w tygodniu, w niedzielę, raczej wieczorem. Ale jak mówiłem, mam wolne, więc może do niedzieli jeszcze coś się pojawi? Może. Do następnego.
imć Frycu the Lord