Niesamowite, że czasem do pełni szczęścia brakuje nam tylko jeden rzeczy.
I kiedy ją już mamy, to sypie się coś innego.
Czy można w ogóle osiągnać stan PEŁNI szczęścia, że już nic, zupełnie nic nie będzie musiało być lepsze?
Dostałam prace, cieszę się niezmiernie bo mam w niej możliwość rozwoju i robienia tego co lubie.
Zależało mi na niej, cholera. No i udało się, a łatwo nie było.
Tym większa satysfakcja.
Aczkolwiek stoje przed wielkim dylematem...
A decyzja wywoła przyszłość.
Waham się.
Kierować się sercem czy rozumem?
Pomożecie?