Znowu nic mi się nie udaje, ale - jakie znowu, jak od kilku miesięcy ciągle coś mi nie wychodzi.
Nie wiem, być może mam za duże wymagania wobec siebie, ale nie jestem ani trochę dumna z siebie i po prostu gardzę sobą.
Nawet pisać mi się tu nie chce, bo nawet sensu nie widzę. Ale piszę z przyzwyczajenia już chyba.
No ale... never mind.
Czekam dziś na bratową i bratanicę, choć jakoś ochoty na to nie mam. I miałam zrobić pyszny obiad, a obiad się rozjebał w piekarniku i w ogóle mi nie wyszedł.
Ta, tylko ja tak umiem wszystko rozjebać.
Ćwiczenia? Jedynie seria brzuszków, ot co.