sleepless night, broken night

34h bez snu.

niby mało, ale mimo wszystko, to nic fajnego. totalnie. 

paczadła mi wymiękają. trochę bolą, trochę szczypią. wyraźnie proszą o zasłużony odpoczynek. 

mózg mi wymięka. pracuje dziś na spowolnionych obrotach i to na tyle, że parę osób dziś wkurzyłam powolnym kontaktowaniem i problemem ze zrozumieniem, co się do mnie mówi lub prawie natychmiastowym zapominaniem. inni mieli z tego niezły ubaw. 

mimo wszystko, zebrałam się rano i poszłam do Uli pod sql, a stamtąd z nią i jej klasą do kina na "Powstanie Warszawskie". wszystko całkiem fajnie oprócz tego, że w kinie było w miarę ciepło i ciemno, co pomogło mi w nim nieświadomie usnąć. nie pamiętam, kiedy zamknęłam oczy. pewnie chciałam tylko na chwilę, żeby powieki przestały tak ciążyć.. tym sposobem przespałam 1/4 filmu... przypał.

a potem mini rajd po sklepach z sis. Mama jest ze mnie dumna, że namówiłam Ulę na dwie bluzki :') hihi 

trochę mnie dziwi, że od paru dni mam potrzebę opisywania tu mojego zwykłego dnia lub stanu umysłowego, lol. myślałam, że będę tu pisać tylko wtedy, gdy będę mieć doła, będzie mi źle i strasznie i będę chciała się wyżalić w necie, jaka jestem biedna i jaki świat jest okrutny.. a tu taki psikus. w dodatku się rozpisuję.. wtf. 

jeżeli to, co tu napisałam nie ma żadnych błędów i jest z sensem, to jestem z siebie dumna. 

I think today I'll go to bed earlier.