Wybraliśmy się przedwczoraj z Wenzem na rowery na cmentarz w celu zwiedzenia jego zapomnianych zakątków. I co? W sektorze dziecięcym znaleźliśmy Grób Wódny. W ogóle jak robiłam tę fotę, to zostawiłam tam okulary, po które musieliśmy się potem wracać. Ja co prawda wątpiłam w to, że jeszcze tam będą, ale Wenz mnie uspokoił mówiąc, że Henryk (płaskorzeźba jego facjaty jest z przodu na pierwszym planie, za tymi krzaczorami) ich popilnuje. I rzeczywiście! Dzięki, Henryk :*
K: Ej ale to nie był grób WÓDNY.
W: Jak to nie?
K: No to w środku było zielone, więc to był pewnie jakiś absynt...
W: (pukając się w czoło właściwym sobie gestem) No tak, jak mogliśmy się tak pomylić?!
Następnym razem wkleję fotę z Hakenem albo z innym moim nowym kolegą :)
Aha, i jeszcze ku przestrodze: Dzieci, nie wybierajcie się po zmroku na cmentarz, a już na pewno nie na piechotę i tylko we dwójkę (tak jak my wczoraj), bo to wcale nie jest zabawne, gdy jest się w połowie drogi z Mieszka I-go na Ku Słońcu i siedzi się na ławce, a nagle z tyłu z obu stron coś zaczyna szeleścić w krzakach.