Jesteście ogipsowanymi obrzydliwościami,
które orzeźbiono by zakrywając strach ukazać
siłę,
gniew,
i
niepohamowanie,
które niszczą, tak jak niszczy was,
wasza własna niemoc.
Zagubieni
pomiędzy karą a winą,
uśmiechem a prawdziwą satysfakcją.
Przestaliście rozpoznawać już jedno i drugie.
Zagubieni
pomiędzy dymem a ogniem,
nigdy nie kosztujecie pełni,
a
jedynie zadowalacie się ochłapami rozrywanej padliny,
która miała być waszą zdobyczą.
Zagubieni
pomiędzy zdobyciem a mordem,
nie widzicie już różnicy.
nie widzicie już bólu.
nie widzicie już krzywdy i krwi,
którą wydobywacie spod delikatnych powłok cielistych.
Umieracie zabijając z rozkochania,
do którego doprowadzacie by nie zadowolić się nim,
a jedynie aby po raz milionowy
schwycić popiół po snach,
do których nie dorośliście.
Wielkie pragnienia.
Wielkie ambicje.
Wielkie zdobycze.
Marne fikcje.
Marne aspiracje.
Marne upadki.
taki wasz los,
malutko-wielcy Panowie tego świata.
Nie kochacie -
bo
nie potraficie zauważyć jak i docenić
wielkich,
średnich
i
malutkich
miłości.
Drobnych gestów czułości.
Trwałych uczuć miłości.
Olbrzymich serenad namiętności.
Pozostaliście,
przez waszą własną zatwardziałość serc, sztucznie ulepionych z gipsu,
zawieszeni pomiędzy karą a winą,
która nigdy nie pozwoli wam zasmakować uczuć.