Coraz więcej ludzi zaczyna mnie irytować . . .
z każdym dniem coraz bardziej.
Boję się, że w końcu, któregoś dnia wybuchnę i wypowiem na glos wszystkie myśli,
które gnieżdżą się teraz w mojej główce na widok tych "kochanych osóbek"...
Dlaczego nie potrafię znaleźć sobie osób, które będą ze mną szczere,
przy których nie będe bała się niczego głośno powiedzieć,
przy których będę sobą.
(Nie chcę nikogo obrazić, mam wspaniałych przyjaciół, ale mówię o nowopoznanych osobach...)
Ludzie w dzisiejszych czasach to totalna pomyłka.
Prawdziwi przyjaciele?
Albo jesteś farciarzem i spotkasz takich,
albo bawisz się w nieszczere uśmiechy i fałszywe komplementy, by zdobyć sympatię innych.
Z dnia na dzień stajesz się coraz bardziej zakłamaną zdzirą, mówiąc rzeczy, które wcześniej nie przeszłby Ci przez myśl,
zmieniając się...
Mówiąc rzeczy, które są wytworem Twojej wybujałej wyobraźni.
Z dnia na dzień coraz bardziej toniesz w morzu oszustwa.
Aż w końcu wiesz co się staje?
Albo otrzeźwiejesz, albo będziesz myślał, że ten piętrzący się stos kłamstw to cały Ty,
że te kłamstwa są prawdą,
że nigdy nie byłeś inny, albo, że po prostu się zmieniłeś.
Po co to wszystko?
Powinniśmy zebrać w sobie odwagę i być szczerzy.
To żaden wyczyn?
Więc spróbuj !
A może to ja się zmieniłam? I to ja wszystko psuję? Niszczę kolejno wszystko to, na czym mi zależy& Sama się w tym nie odnajduję.
Im so sorry.