trace grunt pod stopami. i jest niefajnie.
wszystko się kończy, nic nie trwa wiecznie, szkoda. i szkoda, że zaczynam sobie z tego zdawać sprawę, gdy jest juz za późno.
w piątek niby upragniony już koniec roku szkolnego, ale jakoś nie widzę w tym nic fajnego. wakacje ok, ale rozstanie...
klasa 3c, z większością znam się od 10 albo 9 lat, w tej szkole jestem od samego początku, a tu nagle wszystko ma się skończyć. bleeeh. zmiany są potrzebne, ale ja ich nie lubie. zbyt emocjonalnie podchodze do wszyskiego, a i mam głupią przypadłość przywiązywania się, czasem do bardzo nieodpowiednich sytuacji/osób/miejsc. no i potem jest ciężko. teraz też będzie. w sumie już jest, chociaż staram się o tym nie myśleć, albo odnaleźć w tym coś pozytywnego.
wyniki egzaminów- są. a nie bede narzekać, w sumie nie ma czego.
wczorajszy piątek 13- lepiej powstrzymać się od komentarza. chyba zaczne wierzyć w te głupie zabobony, że to niby pechowy dzien. bo w sumie był. ale wieczór był fajny, to trzeba przyznac. przynajmniej w jakimś tam stopniu udalo mi się otworzyć na coś oczy.
Polska na Euro? Po 1 meczu, tych dziurach w obronie, podaniach do nikogo itp. myślałam, że nieporozumienie. to samo w meczu z Austria, bo przez 20 minut to była kompromitacja. potem gol, juz miało być tak pięknie,a tu pewien arbiter, który pozbawił nas szans na awans. szkoda nerwów. ale śmieszne są też te wszystkie wystawiane fotki Webba na chociażby naszej-klasie, bo to tez o czyms swiadczy. Stalo sie, po prostu. A ostatniego meczu pewnie nie oglądne, bo w poniedzialek zapowiada się ognisko. W koncu klasowe.
Ehh.....
duzo rzeczy musze przemyśleć, ale tu juz chyba nie ma na to czasu. bo ten czas to potrafi wszystko zepsuć, nie czeka na nic. na nas.