- taka mała istotka z czekoladowymi marzeniami - usłyszałam.
to dobrze, gdy życie człowieka jest obleczone w czekoladową polewę. czekoladowe przyjaźnie, czekoladowe związki, czekoladowe ciało, czekoladowy umysł. czekoladowa egzystencja. jednak patrząc z perspektywy, jestem skłonna stwierdzić, że od nadmiaru czekolady chce się rzygać. chodzi się jak na haju (#green day) , trochę otumaniony, trochę rozkojarzony poszukuje się jakiegoś oparcia w drugim człowieku, który jest na przykład z cebuli. i w ten sposób powstaje czekolada cebulowa. tak jak jest czekolada truskawkowa, karmelowa itd. i choć innych pbrzydza wizja czekolady pomieszanej z warzywem ziemnym, wam to pasuje, bo chcąc-nie chcąc, oddzieleni mistyczną barierą od reszty świata, odkrywacie nowe rzeczy.
tak, jak to było: Bóg daje życie ciekawe, acz często niewygodne i niebezpieczne.
i w ten - sobie tylko znany sposób podreptałam na własnych nóżkach do Częstochowy; dotarłszy zaś, czułam radość i smutek. radość, że to już koniec i smutek, że to już koniec. to właśnie takie pomieszanie czekolady z cebulą. i z kolejnymi, kolejnymi planami, i kolejnymi, kolejnymi marzeniami i ciągle śniąc o szczęściu, które ucieka mi o pół kroku, wędruję dalej. jak pielgrzym. bo pielgrzym tym się różni od włóczęgi, że pielgrzym ma cel.