Oto opowieść. O osobie, która bała się odwagi. Nienawidziła niepewności, woląc mieć wszystko ułożone i wyczyszczone. Jednak nienawidząc innych ludzi, którzy niszczyli jej p o r z ą d e k życia, zaczynała nienawidzić sama siebie. Pewnego dnia stwierdziła, że koniec z tym.
-Nie rozumiem tego wszystkiego. Trzeba udawać, żeby pokazać jak bardzo się jest samym sobą. Trzeba kłamać, żeby dowiedzieć się prawdy. Trzeba doświadczyć słońca, żeby zrozumieć istotę deszczu - prawy kącik zadrgał układając się w nieśmiały uśmiech - I trzeba trwać w stanie, w którym nic nie wiadomo i zastanawiać się nad tym wszystkim, aby ludzie, chociażby tacy jak ty, mogli zrozumieć, o co mi chodzi.
-Niepewność jest dobra i... dobra. Ta zła też prowadzi do dobrego. Wszystko w ten sposób prowadzi do dobra. Niepewna swojego stanu możesz nauczyć się cierpliwości.
-I efekt zazwyczaj nie jest zadowalający. No ale nauczyłam się przecież cierpliwości - odburknęła.
-Zawsze, kiedy milkniesz, by kogoś wysłuchać, jest Boże Narodzenie. Zawsze, kiedy próbujesz coś zrobić dobrego dla innych, jest Boże Narodzenie. Zawsze, kiedy masz w i a r ę w to, że coś się zmieni dzięki małym rzeczom, pozbawionym jakiegokolwiek sensu, ktoś uwierzy w ciebie - cisza - Boże Narodzenie. Spróbuj się po prostu otworzyć.
Tak więc patrząc w tym momencie za okno, nie mogę odpędzić od siebie myśli, że wszystko zależy od Niego, i że nie wiem, co mam ze sobą robić w tym całym natłoku świata wykreowanego z odwzorowania wiernopowierzchniowego Eckerta.