Tak na pierwszy rzut oka małe miasteczka nie bywają mroczne. Ot jakiś tam zabytek, parę kamienic, trochę brudu, trochę małomiasteczkowej "ekskluziw" i tyle. Życie płynie wolniej, spokojniej, uregulowanym korytem. Czasem coś wstrząśnie małą społecznością lecz zdarza się to rzadko i chyba tylko po to, żeby autochtonii nie poumierali z nudów. Przyjeżdżasz do takiego miasteczka popatrzysz, porozglądasz się, pogadasz, coś zjesz i wypijesz i wracasz.
Są jednak tacy, któryz WIDZĄ. Widzą oczy w ciemnych bramach kamienic, wypatrujące każdego ich kroku. Widzą ciemność w pęknięciach tynku, tylko czekającą żeby rozląć się szeroką falą i objąć w swe posiadanie linię widnokręgu. Lecz przede wszystkich widzą prawdziwe oblicza miejscowych, przepłęnionych lękiem, napięciem i odwiecznym pytaniem "wiedzą ? czy nie wiedzą ?". I słyszą ów dźwięk jak świst wypuszczonego powietrza, gdy już opuszczają miasteczko, a z ust autochtonów wydobywa się westchnienie ulgi - "udało się. po raz kolejny"....
Bo każde miasteczko ma swoje mroczne sekrety....
P.S. Mam tego HDR-a w kilku wersjach. Ciężko mi było się zdecydować na którąś, wybrałem tę, bo była jakaś taka wypośrodkowana....