"Idąc cmentarną aleją szukam ciebie, mój przyjacielu
Odszedłeś bo byłeś słaby jak suchy liść
Dziś możemy dotknąć się naszymi pustymi duszami
Obnażyć swe oszustwa i nasze wypalone sumienia"
TSA - 51
Dziś opowiem Wam o śmierci. Nie jakieś przypadkowej, nie zwyczajnej, nie takiej z którą łatwo się pogodzić.
Opowiem Wam o człowieku silnym choć słabym.
Kim był? Wrażliwym, młodym człowiekiem, kochającym muzykę, sztukę, a rozumiał ją jak mało kto. W każdym wierszu, zdjęciu, obrazie widział autora i jego przeżycia. We wszystkim liczył się człowiek, jego radości i smutki.
Codzienność była dla niego trudną walką z samym sobą, czasem radził sobie z nią lepiej, innego dnia gorzej. Żył bardzo świadomie, czasem rozmyślaliśmy nad tym kto ma lepiej, szczęśliwy nędznik któremu jest wszystko jedno, czy człowiek który jest świadomy swoich niedoskonałości i podłości świata. Nie wiem czy poznałam kiedykolwiek kogoś kogo zdolność do empatii byłaby większa niż u Niego. Kiedy któreś z nas miało problem, rozkładaliśmy go na czynniki pierwsze i dyskutowaliśmy przez pół nocy. A kiedy Jemu przytrafiało się coś miłego, zawsze dzielił się swoją radością, czasem dzwoniąc w środku nocy by opowiedzieć o fantastycznym koncercie.
Pamiętam naszą sylwestrową rozmowę podczas której wyrażał obawy o swoją przyszłość, wtedy nie miałam pojęcia, że kolejnych życzeń noworocznych nie będzie. To był najsmutniejszy Nowy Rok. Właśnie tego dnia, okazało się że żywiona przez miesiąc nadzieja, że najgorszy scenariusz się nie spełni, pękła jak bańka mydlana. 28 lat - tyle i koniec. Zostaliśmy sami z masą przemyśleń które donikąd nie zaprowadziły.
Minął rok od czasu gdy nadzieja stała się jedyną ucieczką od szaleństwa dla wielu osób którym na tym chłopaku zależało. Czasem mam wrażenie, że kilka lat, ale to przez wielką tęsknotę za naszymi rozmowami...
Czasem patrzę na jego numer telefonu w kontaktach, na archiwum gg, na długie maile, albo nawet na Jego komentarze na tym blogu i nie chce do mnie dotrzeć, że kontynuacji nie będzie. Telefon milczy, słoneczko wciąż czerwone...