Jaki to słodki widok... czteroosobowa, szczęśliwa rodzina uśmiechająca się ładnie do plastikowego aparatu fotograficznego, żeby kilka lat później wystawić je na jakiegoś pb, i skomentować groteskową notatką. I słodkie jest to, ze ta ciemnowłosa istotka w środku to nikt inny jak ja, dawno temu, kiedy jeszcze byłam młoda i piękna. Czasy te niestety mam już za sobą i teraz zostaje mi tylko myślenie o maturze, studiach, na które się nie dostanę i pracy, którą, jeśli w ogóle zdobędę, będzie dla mnie uciążliwa. Najbardziej groteskowe w całym tym scenariuszu jest fakt, iż ta wizja wcale nie jest pesymistyczna, a raczej filozoficzna i strzelona jak kulą w płot. Trudno jest wybrać karierę swojego życia w pięć minut. Nawet, jeśli nauczyciel proponuje ci fakultety z angielskiego już w pierwszej klasie Liceum, nawet, jeśli zapisujesz się na konkurs o Herbercie, o wierszach którego wiesz tyle, co o plemionach Afryki. Czyli dość niewiele, jak na zdobytą w gimnazjum wiedzę. Mimo wszystko wracając do mojej rodziny, to... nie mam na ten temat nic do powiedzenia.
Słoneczka dla wszystkich krezoli, Rumunów i Kasi, która chyba się na mnie trochę obraziła.
Słodkich snów.