"Hiszpanka", świeżutki film. W piątek postanowiłam się wybrać na premierę. Osób na sali było niewiele... może dlatego, że film ten nie należy do często reklamowanych?
Pierwsza sprawa to z góry przyjęte przeświadczenie "filmowe arcydzieło". Hm, a w jakiej skali należy to oceniać? No właśnie. Owszem, Polska zaczyna otwierać się na świat i postanowiła połączyć "Anne Karenine" z "Aniołkami Charliego" przyjemnie wplatając w to historię. Mnóstwo efektów specjalnych, inteligentne metafory i bardzo pokręcona fabuła. Motyw theatrum mundi - jesteśmy zwykłymi marionetkami, którymi można manipulować, w tym wypadku telepatią. Motyw snu - odpływanie w wir seansu spirytystycznego, w celu uratowania Paderewskiego przed niemieckim medium. Walka dobra ze złem i pewna wygrana dobra. Dwoje zakochanych, jako miłość obywatela do ojczyzny, Gierszał ryzykuje życie za swoją ukochaną i niestety ginie. Peszek jest przykładem zwykłego Polaczka, który nie może zrozumieć wylewania krwi za ojczyznę a zamiast posłuchać Paderewskiego, według którego kolory naszej flagi symbolizują niewinność i wylaną krew, wolałby to interpretować jako "truskawki ze śmietaną..." - groteska, groteska i jeszcze raz groteska. Nieunikniona śmierć, czyli karawany jeżdżące jeden za drugim przy lodowisku, na którym wszyscy się bawią i radują (memento mori!!!). No i oczywiście Dr Abuse, czyli słynny Chudeusz, który w sumie tylko posunął się w czasie, zmienił dane osobowe, a także narodowość.
Według mnie film jest warty obejrzenia. Nie oczekujcie, że wszystkie informacje dostaniecie kawa na ławę. Trochę trzeba pomyśleć oglądając. Daję 8/10 gwiazdek :)