this day need a hight five
in the face.
with a chair.
and lightspeed.
Na początku było dość pozytywnie. Co tam, pójde na ciuchy z Justyną, sprzedam coś swojego - zarobię, będę miał kase na to, na co zbieram, bedzie fajnie. Zostałem uznany dość fajnie na rynku za chłopaka. No tak, jestem nim.
A tu taki chuj. Wyruchali mnie, że nie wiem. Dobrze, że tam Justyna była i dzięki, że ze mną normalnie pogadała. I w ogóle, pewnie gdybym z nią nie poszedł, to nie poszedłbym przecież w ogóle. THANKS to her!
Jeszcze do tego w domu mam "pszpał". Usłyszałem co moja mama mówi. Heh, niefajnie. Gadała sobie z moim bratem, a ja mimowolnie usłyszałem fragment tej nieciekawej rozmowy. Pierwsze zdanie "nie mów tak do niej, bo pomyśli że to akceptujemy" - zakładam, że wtedy on powiedział o mnie jako Oliver (to też nie jest miłe z jego strony do końca, bo on sobie ze mnie raczej jaja robi). Jak się domyśliłem, że chodzi na pewno o mnie? "Oliwia, haha". Tak, to mnie wystarczająco przekonało. I jak siostra powedziała z podkpieniem "Oliver", to nie było odwrotu. Chujowo. A ja się jeszcze żale na jakimś blożku. XD
No ale ogarniam i w ogóle. Po prostu przez to jakoś niefajnie się czuję, zwłaszcza po rozkminie którą dostałem na rynku.
Bo chodzi o to, że wiele z nas mówi, że nienawidzi rodziców, albo że oni są jacyś dziwni i niepoważni, że zabraniają nam za dużo i w końcu że "wypieprzam z domu kiedy skończę 18". Ja też mówię to ostatnie zdanie, ale prawda jest taka, że nie robię tego z całą chęcią i motywacją życiową. Bo mi uwierzcie, zależy mi na tym, żeby normalnie gadać z rodzicami. Dużo osób ma po prostu tak, że od dawna nie mieli za dobrych stosunków z rodzicami i dlatego twierdzą tak, a nie inaczej. Ale ja miałem tak, że zawsze jak by nie było, czułem że rodzice mnie kochają i doceniają. A teraz? myślą że sobie coś bardzo ubzdurałem, że jest coś ze mną nie tak, że powinienem przestać się w ten sposób buntowac. W ogóle nie chcą mnie zaakceptować (pozwalają mi się jeszcze w miare ubierać, jak sie ubieram i włosy ścinać). I czuje, że oni chcą po prostu "normalne" zdrowe dziecko. I dopiero teraz gdy mnie tak "odrzucają" i jedyną kwestią której używają to "zrób to, tamto", zauważam jak bardzo mi brakuje jednego, najważniejszego. Brakuje po prostu rodziny i jej wsparcia. Nie mam go i nie otrzymam. Przykro mi. Jakoś już się przyzwyczajam, ale wiem, że łatwo nie będzie.
Żalenia się koniec.
Ide dzisiaj do kumpla na XBOX z Kaśką i będzie git. Może wcześniej z bratem do lidla.
Cała przygoda mojego lata, bo rodzice nie chcą mnie póścić do Wrocławia. ;_____;