Wiecie, jest niewiele rzeczy, które są w stanie wyłączyć mnie z życia... jedną z takich rzeczy jest płonący ogień. Nazywajcie mnie piromanem, porąbańcem bądź jakkolwiek inaczej chcecie, ale jest coś tak pięknego w tym żywiole, że potrafię się całkowicie zawiesić na kilka godzin patrząc w ten śmiertelnie piękny żywioł. Wprost niewyobrażalne piękno z tego bije, w każdej chwili i w każdym momencie, te języki liżące powietrze, wyżej i niżej, różnorodność kolorów, niemalże feeria barw... a zarazem świadomość igrania z losem i z naturą, jeden fałszywy ruch i z małego ogniska może się wytworzyć niemały pożar nawet. No i oczywiście poczucie zjednoczenia z naturą, nawet tak sztucznie osiagniętego jak sztucznie się ogień rzeczony rozpala.