No i stało się :) Nadszedł, przez niektórych mocno wyczekiwany, moment ;) Dakar wkroczył w dorosłe życie wieku 3 lat 5 miesięcy, 1 tygodnia i 3 dni. I muszę przyznać, że zrobił to z godnością :D W zasadzie mieliśmy go zajeżdżać w okresie międzyświątecznym, ale jakoś poczułam, że ten właściwy dzień właśnie nadszedł i nie ma na co czekać. Razem z Dagą zabrałyśmy się więc do roboty ;)
Po zapoznaniu się z halą, na której dość dawno nie był, a przecież trochę się tam zmieniło, m.in. podłoże, przeprowadziłam go przez Join Up i Fallow Me zgodnie z zasadami M. Robertsa. Jako, że był z nimi zaznajomiony od samego początku wszystko przebiegło wzorowo. Założenie ogłowia i siodła również. Z wędzidłem spierał się przez kilka minut, ale skoro nie chciało samo wypaść z pysia spokojnie zaakceptował jego obecność :) Ech, żeby tak Platek wziął z niego przykład ;)
Kolejnym etapem była praca na dwóch lonżach żeby zapoznać go z działaniem kierunkowym wodzy. Z tym też nie było problemów, a właściwie z elementami kierującymi, bo zatrzymywanie się sprawiło mu kłopot. Heh, byłoby zbyt idealnie, więc po prostu będzie trzeba nad tym popracować. Skoro chłopak wiedział już jak skręcić i mniej więcej, na czym polega zatrzymanie nadszedł czas na jeźdźca. Po podprowadzeniu go do rampy Daga najpierw go obciążyła, a potem spokojnie usiadła w siodle. Po kilku okrążeniach w ręku, gdzie przećwiczyłyśmy skręcanie i zatrzymywanie z góry (przy moim współudziale z ziemi) puściłam ich na samodzielną jazdę! Yeah! I tak Dakuś po raz pierwszy w życiu nosił na swoim grzbiecie jeźdźca :D Po wykoniu kilku okrążeń w obu kierunkach zakończyliśmy natychmiastowym zejściem po prawidłowo wykonanym zatrzymaniu. W nagrodę mógł się wytarzać, ale nie skorzystał z tej oferty :P
Kolejnego dnia nadszedł czas na kolejny etap edukacji: kłus pod jeźdźcem. Do pomocy użyliśmy Platka i Harego, jako obiekty do naśladowania :D Po wykonaniu całej poprzedniej pracy, w towarzystwie pozostałych koni, tym razem ja wsiadłam na młodziaka. Po kilku okrążeniach w stępie, zatrzymaniu się (było dużo lepiej!) nadszedł czas na kłus. Tym razem Daga działała z ziemi i pomogła w krytycznym momencie zakłusowania. Ta dam! Ojej, jaki wygodny ten jego kłus w porównaniu z Narcyzowym :P Początkowo wyraźnie dziwił się czując na sobie podskakujący balast, ale gdy konie wyrównały tempo (ten kłus od niechcenia Harego :P, dopiero palcat przywrócił mu właściwy takt) hafuś przestał się spinać i już wyraźnie się rozluźnił. Na zmianę kierunku zamieniłam się z Dagą i to ona pokłusowała w prawo.
Jedynym momentem, w którym Dakar okazał jakieś emocje był okres w którym pracował na dwóch lonżach i poczuł je na stawach skokowych na zakrętach. Po kilku podskokach, gdy w niczym to nie pomogło odpuścił i zaakceptował ich obecność. Poza tym, ani razu nie wierzgnął, nie stanął dęba, nie bryknął. Ani mając pierwszy raz w życiu na sobie siodło, ani jeźdźca, co po raz kolejny utwierdziło mnie o słusznej decyzji dotyczącej sposobu zajeżdżania. Wszak Platek też to udowodnił. Może poza akceptacją wędzidła, ale tu podejrzewam rosnące kły, które wyrzynają się około 5 roku życia i mogą powodować duży dyskomfort w pysku, czego efektem jest właśnie jego nadwrażliwość. Pożyjemy, zobaczymy. Na razie chodzi na ogłowiu bezwędzidłowym i ma się dobrze ;)