Wbrew temu, co mogłoby się pewnym osobom wydawać, dzisiaj samopoczucie dopisuje mi całkiem nieźle. Ba! Nawet bardzo dobrze. To jest jeden z tych dni, w których obudziłam się rano (jako że męczyła mnie dziwna bezsenność) i wybuchłam głośnym śmiechem.
Uroczo.
Wczoraj poznałam w końcu "jabolpunków" Wiśni. Czad. I o dziwo - wbrew naszym wcześniejszym przypuszczeniom - nie było większych starć między nimi a moją cudowną Niesulicką ekipą. Właściwie starć nie było absolutnie żadnych i obeszło się bez jakichkolwiek tragedii... Nie licząc rozwalonych łokci Czesia i Szreka, rozwalonych rączek mojej i Jagny i porwanych spodni Łazo, co rzekomo było dziełem Stefana xD
Ha. Pojawił się nawet Kondziu, który dopiero teraz został uświadomiony przez Beatę, iż w zeszłym roku mianowałam go Krówką Niewydymką xD
I w sumie obyło się bez większych rewelacji.
Mniej więcej x]
...