Sczeznąwszy onegdaj, my, małe biedronki wypełnione olejem silnikowym po brzegi skrzydeł, próbujemy przedostać się na drugą stronę rury kanalizacyjnej. Rura twarda, rura stal. Aż by się chciało zrurać, lecz nie, cel należy odkreślić na naszej liście życzeń, aby nie sczeznąć po raz ostatni.
Pan od rur, kanalarz bezczelny, Mieczysław Maciak, złorzeczy dziś jak co dzień, choć nigdy nie wiedział o naszym bycie. Byt nasz za mały lub też za duży, nigdy nadzbyt kontaktowy. Biedronka a kanał...
Natomiast teraz nie możemy myśleć o nim, nigdy nie powinniśmy. Skupmy się na samym sobie, wynajdźmy sposób na przekroczenie nieznanej granicy rurowej. Trwając wewnątrz, ubywać będzie oleju. Wiertła nasze w odnóżach pracują już od wczoraj, ale efektem tego jest jedynie zwiększenie pyłu w powietrzu i pod naszymi skrzydłami.
Pył pod skrzydłami uwiera, swędzi, gryzie, gryzmoli na kartce papieru schemat szczęki szympansa. Jest niczym miłym, znów sytuacja bez wyjścia. Mimo chęci jest coraz szarzej. Co robić oddalonym o 639 stóp biedronich od najbliższego przystanku niebieskich tramwai, który to zawsze gromadzi na swoim terytorium potencjalne ofiary naszych wynaturzeń?
- Chłopaki, zostawcie rurę! - zakrzyknęła biedronka firmy kobieta.
- Dziewoje, zostawcie... rurę! Też! - wysmarkał biedronka firmy facet.
- Lewitujmy... - ironicznie powiedział biedronka-senior.
- Nie zabijajmy się - chcąc uprzedzić fakty, zareagował azot - Cześnik kiedyś, doznając objawienia w stodole, opowiadał o pyle pod skrzydłami...
- Taaak, wieemy, wiemy. Przeobraziły się w pęcherze pławne. Lecz dziś nie chodzi o krzepienie, dziś ważniejsza jest Teoria Doktora Bieebjsztajnaa!
- Oooooo! - rozwarł usta i źrenice rozentuzjazmowany tłum.
Sam tłum trwał tak dość długo, niektóre biedronki przez ten czas zeschły ze starości, na dobrą sprawę tylko nieliczne się ostały, budząc się równo z wybiciem wielkiego gongu.
Wielki gong nadszedł, opluł 3 biedronki na raz, walnął pięścią w klatę (czym właśnie wybudził z transu gospodarzy rury) i rzekł:
- STRZEEEEGOOOOCIIIIN!!!!! Muuuhahaha, muuuuhahaha!
Ostałe biedronki próbowały uciekać w popłochu, lecz i one kolejne poznawały kleistość gongowej plwociny. Myślały wówczas tylko o legendzie azotu. Przed sobą widziały tylko pociąg, który zbliżał się do nich coraz bardziej. Za nimi kroczył tylko Wielki Gong z przerostem ślinianek.
Gdyby jednak przestały się w jednej chwili tym wszystkim przejmować, całą obcością sytuacji i miejsca, okazałoby się, że legenda to papierosy i karty do medżika, pociąg się zatrzymał, a Gong siadłby i wymruczałby niedowierzając "Leszno?". Biedronka w tejże chwili spostrzegłaby 5 podobnych do siebie osobników, znajdujących się w podobnym stanie emocjonalnym, przez co przyszłaby jej ochota na ciekłe masło z dżemem.
Jednak... psychika nasza jest nieubłagalna, zawsze tak samo wyuczona, nie wierząca w swoje własne kompetencje. Nie ma co gdybać, byt biedronki a byt kanału... Kto się ostał? Jak żyje W.Gong?
A przecież czesnąć nie każą onegdaj. Mamy potencjum, wciąż. WARCHLAKU, DO IT! NOW!