Minęły prawie dwa tygodnie.
Nada boję się po prostu rozmawiać z ludźmi po angielsku.
To strach przed jednym słowem, które zrujnuje całe zdanie, zacznę się jąkać i zostanę
źle odebrana.
Ale to tylko trema.
I pomieszany akcent.
Pamiętam jak długo mikrofon był ciężki jak jakiś kamlot na scenie, kiedy miałam coś zaśpiewać przy okazji apeli w szkole albo konkursów.
Ale jakoś się udawało.
Liczyła się muzyka.
Teraz też trema nie jest wytyczną do wszystkich działań.
Trzeba tylko trochę czasu.
Pozdrawiam!