Kocham robić zdjęcia. A zwłaszcza niebu. To zdjęcie zostało zrobione w pewnął sobotę rano ok godz 8.
W ciągu zeszłych kilku dni stało się więcej złego niż dobrego ale nie chciałabym o tym mówić. Było mi bardzo przykro z tego powodu.
Oczywiście nic się nie dzieje, wszystko jest w porządku. Nikt nie zapyta o samopoczucie, które z resztą jest do dupy.
Wczoraj były Andrzejki a zarazem ostatki i dziś nastąpł adwent, który zobowiązuje do czegoś.. Do Rezygnacji z rzeczy, które sprawiają przyjemność, np: przez miesiąc można nie jeść słodyczy/pić piwa/oglądać w tv głupkowatych programów, które i tak nie wnoszą do życia nic nowego... Tylko strata czasu.
Wczoraj gdyby nie Zosia i Ewelina to chyba bym umarła...
Mam dziwną reakcję bo kiedy krzywdzi mnie ktoś na kim mi zależy to najpierw boli mnie lewa ręka po czym to "coś" idzie do góry i trafia w serce.. I wtedy mogę się szybko rozpłakać.
Nie moja wina, że Pan Bóg dał mi wielkie i miękkie serducho. Potrafię podzielić go na milion różnych kawałków i kazdy z nich oddać drugiej osobie/stworzeniu.
Wczoraj czułam się jak powietrze, jak piąte koło u wozu. Strasznie po prostu. Nie potrzebnie szłam gdzieś, gdzie mnie nie chcą a przecież głupio nie zaprosić... Miałam ochotę się rozpłakać bo nie dość, że M. komentował mnie, to co robie prywatnie to jeszcze wpierdalał się do cudzego życia. Po co osądzać i podsumowywać kogoś z kim się tak na prawdę nigdy nie rozmawiało? No ja się pytam kurwa po co?
Uderza mnie to za każdym razem bo nie mogę nic zrobić.
Dziś wstałam i czułam się jak gówno. Dosłownie. Pomyślałam wtedy :"po co ja tu do cholery jestem?". Wstałam, poszłam zjeść śniadanie po czym zrobiło się zimno. Bardzo zimno. Rano przyszedł kolega po swoje rzeczy, został na 15 min góra a potem poszedł. Przypomniała mi się sytuacja z wczorajszego wieczoru i znowu mnie coś trafiło. To uczucie.. którego tak bardzo nienawidzę. To wszystko mnie boli, CZY WY KURWA TEGO NIE WIDZICIE? B O L I MNIE TO.
Życie mnie boli.
i...
męczy.
Wróciłam do pokoju a tam zimno jak w psiarni. Zawinęłam się w kocyk i usiadłam do komputera w celu przeglądania głupot na kwejku i poczty. Przylazl M z A. To co mowil to było celowe, coś co we mnie znowu uderzyło.
Marzyłam, żeby wyszedł z tego pokoju i zniknął i żeby nigdy więcej nie musiała go oglądać. Ale niestety. Zostając sama zawinęłam się w kocyk i położyłam na łóżku. Nadal czułam się jak jedno wielkie NIC.
Ubrałam się i pojechałam do Piotrka. Opowiedziałam mu wszystko bez owijania w bawełnę. On jest tak samo wrażliwy jak ja. Przynajmniej takie sprawia wrażenie.
Mam nie brać niczego do głowy.
Mam sie nie przejmować.
Mam unikać niechcianych kontaktów.
Proste, prawda?
No tak Piotrek proste..
Zrobiliśmy sobie długi spacer w między czasie gadaliśmy na różne tematy. Widziałam rzekę, piękny kościół w stylu neo-gotyckim i cmentarz.. Pogoda była paskudna, strasznie wiało. Ale kto patrzy na pogodę kiedy obok jest ktoś kto ciebie rozumie i potrafi słuchać?
Jeszcze 3 tyg robocze po czym znowu długa przerwa świąteczna. Nie mam planów na spędzenie Sylwestra. Muszę szybko coś wymyślić tanimi kosztami. Nie chcę zostawać w tej dziurze.
Jeszcze raz chciałam podziękować Zosi i Ewelinie. Bardzo za nimi tęknie i codziennie o tym mówię. Gdyby nie one to.. nie wiem co by sie stało. Na pewno nic dobrego.
Teraz idę czytać książkę. 3majcie się ciepło
Wasz FunnyKiller