Jest czwarta w nocy. Leżę w łóżku, umieram na życie - choroba wyniszczająca, ale zabija powoli.
Modlę się o to, by móc płakac i by mi serce pękło.
Wszystko to mdłe, prozaiczne, wszystko już było.
Księżyc zajmuje pół nieba. Lunatyczni kochankowie spacerują ścieżkami parapetów.
Czy powinnam się wstydzic własnych słów? Są aż tak złe?
Czuję się tak, jakby wszyscy kłamali i ktoś powiedział mi prawdę, która wgniotła mnie w rzeczywistośc.
Na pamiątkę po mnie nie zmazujcie krwi z podłogi.
[Na grobie kazała sobie wykuc: Tu wolno palic.]